wtorek, 8 listopada 2016

[IV] Zatopione nadzieje

Podczas ponownej wizyty pana Leroya Bella miała się nie pokazywać. 
Ojciec uznał, że lepiej nie igrać z ogniem. Sama Bella wcale nie miała ochoty na ponownie spojrzenie w kpiące oczy wielmoży, które mówiły "jesteś dla mnie nikim, laleczko". Jego przyjście niepokoiło dziewczynę jednak także w inny sposób. Margot. Znów wyglądała jak diament, ale pod piękną suknią biło niespokojne serce. Czy ta wizyta poskromi panujące w domu napięcie? Czy rozwieje obawy? A może jednak błąd najmłodszej córki okaże się nieodwracalny? 
    Z tego powodu Bella nie mogła się powstrzymać, by nie podsłuchiwać. Stanęła niezauważona w połowie schodów ginących w górze, niemal wstrzymując oddech. Pan Leroy tymczasem pozbył się odzienia wierzchniego i pewnym krokiem wszedł w głąb korytarza, witany wylewnie przez ojca. Bogu dzięki, wielmoża był dziś w dobrym nastroju. Mówił gromkim głosem i nazywał Margot swoją „najmilszą narzeczoną”. Hugo Maurice prędko zaprowadził gościa do czekającej w salonie córki. Bella wyobraziła sobie moment ich przywitania. Drżącą rękę Margot wysuwającą się na przód, czuły pocałunek Leroya złożony na dłoni, długie spojrzenie ponad złączonymi kończynami. Później doszło do rozmowy, ale głosy narzeczonych niknęły za odległą ścianą. Bella postanowiła się wycofać.
Dowiedziała się, czego chciała.
Z jednej strony czuła ulgę. Wszystko wskazywało na to, że wielmoża przełknął wybryk przyszłej szwagierki i nie chciał zerwać zaręczyn. Z drugiej zaś była zniesmaczona, ponieważ jej siostra zachwycała się kimś tak bezdusznym. Margot nie zdawała sobie sprawy, jak naprawdę zachowuje się jej narzeczony. Widziała tylko dżentelmena, którego chciało dostrzec jej serce.  
Po wizycie pana Leroya Margot miała wyśmienity humor. Całe popołudnie paplała wesoło razem z Brigiettą o jej szczęściu i oczekiwaniach względem ślubu. Po pewnym czasie zaprosiła do rozmowy nawet najmłodszą siostrę. Bella przyjęła ten gest ze zdumiewającą ulgą. Miała już dość panującego między nimi napięcia i własnego poczucia winy. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy jej upór ma sens. Pan Leroy zapewni Margot godny byt, a dzięki temu dziewczyna dalej będzie mogła zachwycać towarzystwo. Czy to nie wystarczyło?
Atmosfera była całkiem przyjemna. Wszystkie trzy damy siedziały przy dębowym, salonowym stoliku, popijając herbatę i pierwszy raz od przyjęcia rozmawiając ze swobodą. To było jedne z tych leniwych popołudni. Za oknem nastawał niespokojny zmierzch, zbierało się na burzę, ogień tańczył w kominku.
Naraz trzasnęły drzwi frontowe.
W korytarzu rozległy się kroki i potulne pytania lokaja. Po chwili do salonu weszli ojciec oraz ich brat. Z włosów przybyszów ściekały krople deszczu. Gaston miał minę, jakby chciał wdać się z kimś w bijatykę, Hugo Maurice był zaś blady jak śmierć. Jego stara twarz w świetle błyskawicy zdawała się upiorna, wykrzywiona w groteskowym wyrazie. 
— Och, co się stało, papo? — Margot natychmiast doskoczyła do ojca troskliwie, ale ten nawet nie zareagował na jej dotyk. Usiadł w wolnym fotelu, poruszając się ociężale niczym zrobiony z kamienia. Ogarnięta bardzo złymi przeczuciami Bella spojrzała pytająco na brata.
— Nasze statki zatonęły — wycedził Gaston, patrząc na najmłodszą siostrę takim wzrokiem, jakby to jej słowa odnośnie późnego wypływu zadecydowały o tak tragicznym losie.
Margot wciągnęła z trwogą powietrze, a Brigietta zatrzepotała niedowierzająco rzęsami. Bella również czuła się słabo.
— Wszystkie…?
Myślała o pięknym statku nazwanym na cześć ich matki, który jeszcze niedawno cumował bezpiecznie w porcie.  
— I „Feniks”, i „Murena”, a nawet „Jovita” — odezwał się wreszcie ojciec. Jego głos był suchy, ale na twarzy zaczął ujawniać się żal. — Straciliśmy je wszystkie w jednym z północnych sztormów. Słuch po nich zaginął. Nasze towary przepadły…
Przez chwilę słychać było tylko uderzenia zimnych kropel o szklane powierzchnie okien. Lało jak z cebra. Burza szczerzyła kły. 
— Ale to nie koniec, prawda? — dopytywała Margot z nutą desperacji. — Papo, wymyślisz coś? Nie jesteśmy na straconej pozycji…
— A co niby mamy wymyślić?! — żachnął się Gaston. — Wszystkie nasze nadzieje zatonęły wraz z tymi piekielnymi statkami! Nie rozumiesz? To było nasze źródło dochodu, inwestycja, a teraz... cała fortuna leży na dnie morza, zżerana przez ryby!
— Gastonie! — oburzyła się słabo Margot. Brigietta ukryła twarz w dłoniach, wyglądając teraz równie krucho jak mała dziewczynka. Bella wiedziała, że strata fortuny dla nich oznacza koniec wszystkiego: zdobnych sukien, diademów, medalionów, wytwornych dań i wystawnych przyjęć. Ona sięgnęła wyobraźnią trochę dalej. Bez pieniędzy z handlu popadną w długi, a ich reputacja upadnie. Nie byli długopokoleniową rodziną bogaczy. To dopiero ich dziadek — inteligentny i surowy — przywołał do nich uśmiech losu, rozpoczynając kupieckie interesy za morzem. 
— Na ile wystarczy nam to, co teraz mamy? — spytała Bella cicho. Ojciec spojrzał na córkę nieco przytomniejszym wzrokiem, po raz pierwszy nie ganiąc jej za to, że myśli praktycznie.
— Na trzy miesiące, może pół roku… To nie tak, że od razu trafimy na ulicę. Ale co będzie dalej, moje drogie dzieci, nie potrafię wam powiedzieć. Kupiectwo to jedyne, na czym się znam, jedyne, co przynosi nam zyski… Nastały dla nas ciężkie czasy.
Koło fortuny zatoczyło obrót — pomyślała wstrząśnięta Bella, pamiętając, że jeszcze rano byli jedną z najbogatszych rodzin kupieckich w mieście.
— A co z panem Leroyem? — zapytała nagle Margot, a w jej niebieskich oczach pojawiła się bolesna obawa. — Jeśli się dowie… czy zechce mnie poślubić?
— Oczywiście, że cię poślubi! — Brigietta była tak naiwna, że wierzyła w miłość ze strony wielmoży. — Papo, to jest wspaniała myśl! Czy dzięki jego pieniądzom zdołamy się podnieść?
Gaston i ojciec wymienili zaniepokojone spojrzenia. Bella domyślała się, co one oznaczają. Leroy ucieknie stąd, kiedy tylko się dowie o naszym nieszczęściu. O dziwo, jednak ojciec nie rozwiał nadziei córki. Westchnął i odpowiedział bardzo cicho:
— Może okazać się, że ślub się trochę odwlecze. 

*

Pogoda stawała się zimna i przygnębiająca, idealnie komponując się z nastrojami w rezydencji Maurice’ów. Rodzina musiała ukrócić swoje wydatki i przeznaczać pieniądze jedynie na rzeczy niezbędne. Ich dom opustoszał. Ojciec odprawił prawie całą służbę, sprzedał również większość oprawionych w srebrne ramy obrazów, rodzinnych pamiątek, a nawet kosztowności ze skrzyneczek swoich córek. Margot i Brigietta były niepocieszone. Musiały ubierać proste, znoszone suknie i obyć się bez błyskotek.
— Czuję się jak biedaczka — wyznała pewnego wieczora Brigietta, spoglądając w lustro z niesmakiem. Margot westchnęła ciężko. 
— Jeśli papa prędko czegoś nie wymyśli, naprawdę wylądujemy na bruku. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak będziemy zarabiać...
   — Nie mów tak! Nie mów, tak się nie stanie! Bella, powiedz jej! — Brigietta wpadła w popłoch. Bella dostała gęsiej skórki. 
    — Nie. Nie upadniemy tak nisko. 
Na ulicy już jednak obrzucano ich takimi spojrzeniami. Ludzie słyszeli o ich dotkliwiej stracie i nie skąpili języków od plotek i szeptów. Jedni cieszyli się z upadku znaczącej rodziny, inni zdawali się współczuć ogołoconemu z towarów ojcu i jego dzieciom. Nikt jednak nie kwapił się z pomocą. Wszyscy przyjaciele Hugona Maurice’a nagle stali się bardzo zabiegani. Wymawiali się własnymi niecierpiącymi zwłoki wydatkami i zapewniali, że będą wspominać nieszczęsną rodzinę w swoich modlitwach.
To tylko słowa. One nic nie znaczą.
Tylko pani Foix raz przyszła do nich z wizytą. Zapewne chciała zobaczyć, jak teraz żyje rodzina kupca, by później móc roznieść pikantne plotki. Gaston, który przejmował obowiązki pana domu pod nieobecność ojca, kazał jednak jej się wynosić do diabła. Więcej nikt ich już nie niepokoił. 
Ojciec stał się milczący jak posąg. Stracił dawny wigor i trochę siwych włosów z głowy. Zaczął zaszywać się w swoim gabinecie, pisząc listy i prośby. Być może cały czas jednak liczył, że Margot wyjdzie za mąż, tym samym wspomagając nieco rodzinę. "Jeśli nie pan Leroy, to ktoś inny..." — szeptał raz pod nosem, gdy Bella spotkała go wieczorem na korytarzu w drodze do gabinetu. Jednakże odpowiedzi, które mu dostarczano z powrotem, nawet nie można było nazwać niezadowalającymi. Wszyscy się od nich odwrócili. Nazwisko Maurice w Porcie Nadziei przestawało cokolwiek znaczyć. Niknęło w bezlitosnej maszynie układów i materializmu. 
Zatem to na Gastona spadły obowiązki wspomożenia rodziny. Cyniczny lekkoduch, który wcześniej nie musiał kiwać palcem, teraz stanął przed poważnym zadaniem. Bella od dawna nie widziała go tak zaangażowanego. Nagle jej brat stał się starszy i poważniejszy, o zaciętym wyrazie twarzy. Jego ambicje jednak zostały spalone na panewce. Udało mu się znaleźć pracę... w sklepie zegarmistrza. Nie przywykł do tak niskiej pozycji. To godziło jego dumę. Poza tym pieniądze nie były wystarczające. Przez to Gaston wielokrotnie wychodził w nocy, aby utopić troski w kuflu z piwem. Bella próbowała przemówić mu do rozsądku, ale usłyszała jedynie kpinę. Po fali gniewu do dziewczyny dotarło, że może nie jest odpowiednią osobą, aby go pouczać. 
   Sama próbowała jakoś pomóc rodzinie, udając się do proboszcza, by prosić o wsparcie. O modlitwę i ewentualną zbiórkę pieniężną dla młodych, zubożałych, niezamężnych sióstr. Stary kapłan zasępił się wielce, ale oznajmił, że prócz gorącej modlitwy nie jest w stanie nic zrobić w obliczu tego nieszczęścia. Ta cała sytuacja uświadomiła Belli, że sama niewiele znaczy. Chociażby nie wiadomo jak starała się być odważna i jakiekolwiek wzniosłe idee by głosiła, czasem powstrzymanie losu było ponad jej możliwości. Istniały siły odgórne, których nie dało się okiełznać, które na wzór sztormu sunęły falami do przodu i porywały ze sobą wszystko na swojej drodze.   
Pocieszenia — jak zwykle — szukała w książkach. Ojciec już dawno zapomniał o swoim zakazie. A zresztą jakie teraz miało znaczenie, że jego najmłodsza córka nie jest przykładną damą? Jakie, skoro nawet tak wspaniała kobieta jak Margot znalazła się w obliczu odtrącenia? Dlatego kiedy Bella czuła się przytłoczona beznadzieją, zakradła się do biblioteczki. Tutaj nic się nie zmieniło, odkąd statki zatonęły, chociaż w przyszłości ojciec może zechcieć sprzedać parę cennych ksiąg. Póki co Bella korzystała z bogactw literatury. Rozsiadała się wygodnie w fotelu i na jedną magiczną chwilę cały świat i jego zmartwienia przestawały istnieć.
Bella zauważyła, że wyjątkowo często powraca do małej książeczki o białej, wytartej okładce. Dostała ją od matki na swoje jedenaste urodziny. Dziewczyna do tej pory pamiętała tajemniczy uśmieszek rodzicielki i jej błękitne oczy jarzące się lekko w świetle świec.
— No dalej, otwórz, kochanie — zachęciła kobieta łagodnie. — W środku jest coś, co ci się spodoba…
Mała Bella otworzyła. Ujrzała rzędy czarnych liter przyozdobionych zawijasami oraz barwne, rysunkowe ilustracje na co drugiej stronie. Papier był sztywny i pachnący.
— Czytanie to wspaniała rozrywka, Bello — dodała matka. — Chciałbym, byś ty również jej skosztowała.
Dziewczyna wmawiała sobie później, że to znak wyróżnienia. Jej matka lubiła książki, ale jedną z nich podarowała tylko swojej najmłodszej córce — tej, która najbardziej ją przypominała.
Na śnieżnobiałej okładce widniał złotawy napis Lodowy Książę. Połyskiwał jak zaproszenie.
Mała Bella je przyjęła. A gdy zaczęła czytać… nie mogła się oderwać.

*

Lodowy Książę opowiadał historię młodej dziewczyny, która odnalazła w parku zarośnięty mur. Przekroczywszy go, niespodziewanie znalazła się w ogrodzie — największym i najpiękniejszym ogrodzie, jaki kiedykolwiek widziała. Zachwyt bohaterki jednak nie trwał długo, gdyż odkryła, że jest obserwowana. Spoglądały na nią nieruchome oczy wykutych z jasnobłękitnego lodu rzeźb. Niezwykłe figury stały wszędzie: pod rozłożystymi drzewami, wśród krzewów, nad zamarzniętym oczkiem wodnym… i wydawały się niepokojąco prawdziwe.
Bohaterkę najbardziej zaciekawiła rzeźba młodzieńca o urodziwym licu i oczach, w których zdawał się zastygnąć głęboki smutek. Dziewczyna była tak przejęta, że dotknęła palcami jego policzka. Wówczas sine usta chłopaka poruszyły się ledwo zauważalnie, a nagie gałęzie drzew zaczęły drżeć w powiewach wiatru, który szeptał smutną historię tego miejsca.
Okazało się, że młodzieniec jest zaklętym w lodową rzeźbę księciem, do którego niegdyś należał imponujący ogród. Był łagodnym i życzliwym władcą uwielbianym przez wszystkich poddanych. Niestety, zainteresowała się nim zła wiedźma zwana Mroźną Panią. Bez zaproszenia wtargnęła do pięknego ogrodu, blada i odziana w suknię utkaną z lodowych śnieżynek. Rozkazała księciu się z nią ożenić. Zaskoczony młodzieniec uprzejmie jej odmówił, a wówczas wiedźma poczuła się urażona.
— Jeśli nie pokochasz mnie, twoje serce nie pokocha już nikogo! — zapowiedziała złowrogo i dotknęła niedoszłego męża w pierś. Z jej szponiastych palców wypłynęły stróżki zimna, które zaczęły rozchodzić się po całym ciele młodzieńca, zamieniając go w rzeźbę wykutą z lodu. A ponieważ Mroźnej Pani było mało, machnęła ręką i wszystkich poddanych pozamieniała w zimne posągi, życząc sobie, żeby stały tak w ogrodzie przez wieczność.
Usłyszawszy tę smutną historię, dziewczyna jeszcze raz spojrzała w jasnoniebieskie oczy księcia. Potem objęła jego zimne ciało i zapłakała nad przeklętym losem stojących w ogrodzie rzeźb. Pod policzkami czuła wyraźnie twardość i chłód płynący z piersi zaczarowanego młodzieńca. Mogła sobie niemal wyobrazić, że pod jego skórą bije żywe serce… „To niesprawiedliwie” — pomyślała i wiedziona nagłym przeczuciem wyprostowała się.
Czuła się odważniej niż kiedykolwiek.
— Chcę odwrócić czar! — krzyknęła, starając się, by w jej głosie nie było drżenia. Dziwnym trafem wiedziała, co powiedzieć, jakby wiatr wyszeptał jej również i to. — Odwracam zły czar, który rzuciła na ciebie wiedźma, nie rozumiejąc, że jesteś dobrym i życzliwym człowiekiem! Na moc gorejącego w górze słońca i błyszczących gwiazd, na moc szemrzącego wiatru i wyrastających z ziemi kwiatów! Niech twoje serce przestanie skuwać lód, ponieważ nie kochając Mroźnej Pani, możesz pokochać kogoś innego!
Dziewczyna wpatrywała się w księcia z płonącymi wiarą oczami. Coś w jej słowach poruszyło go tak bardzo, że po jego zamarzłym policzku spłynęła łza. Wówczas lód począł się topić. Młodzieniec odzyskiwał władzę w członkach i rumiany kolor skóry. Bohaterka cofnęła się zaskoczona, spoglądając na najprawdziwszego księcia, który uśmiechnął się do niej łagodnie.  
— Ocaliłaś mnie od złego czaru! Twoja wiara stopiła lód — rzekł rozradowanym głosem i wyciągnął do swej wybawicielki dłoń. A ona ją przyjęła, spoglądając z podziwem, jak rzeźby wokoło również zmieniają się w prawdziwych ludzi, a pokryty warstwą śniegu ogród odżywa zielenią i trelami ptaków.
Dziewczyna nigdy nie opuściła już swojego Lodowego Księcia i żyła w jego pięknym królestwie w otoczeniu radości i miłości.

*

Kiedy Bella zamykała tę książeczkę, zawsze czuła cień wzruszenia w sercu. To była piękna i magiczna historia o sile współczucia. Znała każdą stronę niemal na pamięć, a gdy była jeszcze młodsza, wyobrażała sobie, że to ona jest bohaterką opowieści: że to ona znajduje wejście do zaklętego ogrodu i spogląda w lodowe oczy księcia.
— Chcę odwrócić czar! — krzyczała z mocą, wodząc półprzytomnym wzrokiem po swoim pokoju, jakby zamienił się on w śnieżną scenerię. Powtarzała słowa, które potrafiła już wyrecytować z pamięci. Oczywiście po ich wypowiedzeniu nic się nie działo. Jej pokój nie stawał się ani o odrobinę bardziej magiczny, jednakże małej Belli wystarczała wyobraźnia i wiara.
    Teraz ta mydlana bańka pękła. Bella znalazła się w obliczu trudów prawdziwego życia, gdzie za ładne słowa nie można spłacić długów. Było już za późno, aby docenić, co wcześniej miała. Pozostawało tylko czekanie.

*

Margot obawiała się tego dnia. Odkąd statki zniknęły w paszczy sztormu, pan Leroy zachowywał się jak wszyscy inni znajomi rodziny i udawał, że nie ma czasu na odwiedziny. Co prawda prowadził ze swoją narzeczoną korespondencję pisemną, ale nawet ktoś tak łatwowierny jak Margot czuł, że słowa na papierze zamiast rozmów w cztery oczy i czułości są złym znakiem.  
Dlatego też kobieta postanowiła sama zaaranżować ich spotkanie i udać się do posiadłości swojego ukochanego. Bella wiedziała, że to nie jest najlepszy pomysł. W obecnej sytuacji Margot powinna czekać tak długo, ile się da. Ale kobiecie nie uśmiechało się bycie wieczną narzeczoną. 
— Margot, ojciec tego nie pochwali! Może i nie jesteśmy już bogaci, ale wciąż mamy swoją dumę — próbowała jeszcze wytłumaczyć Bella, kiedy obie stały już w holu. — Dlaczego to ty masz ubiegać się o rozmowę? Prawdziwy dżentelmen…
— Och, Bello, czy ty masz serce z lodu? Ja mam dość tej niewiedzy i beznadziei, tego powolnego umierania bez widoku jego twarzy… — Margot skrzywiła się boleśnie. Na jej ramionach już wisiał szmaragdowy płaszcz podróżny, w dłoń zaś chwytała czarny parasol. Z jej oczu biło zdeterminowanie. — Muszę się z nim zobaczyć.
— No pewnie, że musisz! — wtrąciła się Brigietta. Uśmiechała się z rozmarzeniem. — Przecież się kochacie. Powinniście się wspierać w trudnych chwilach.
Bella postanowiła już nie stawiać oporu. Zbyt dobrze znała swoje siostry, by nie wiedzieć, że dla mężczyzny są gotowe zrobić wszystko. A Margot należała się prawda. Nie była złotą rybką na haczyku ojca. 
Margot uśmiechnęła się z nadzieją, ale kiedy stanęła w drzwiach i po raz ostatni spojrzała na siostry, coś w jej oczach zdradzało niepokój. Jakby przeczuwała, że pan Leroy nie weźmie jej tak po prostu w ramiona, jak to zrobił na balu, gdy omdlewała ze szczęścia.

*

Najstarsza z sióstr wróciła zaledwie po niecałych dwóch godzinach, w pelerynie przesiąkniętej wilgocią, z twarzą bladą jak duch i kosmykami włosów żałośnie przyklejonymi do policzków. Zawsze olśniewała urodą, ale teraz… wyglądała, jakby spadło na nią siedem nieszczęść.
Przejęta Brigietta usadziła ją na kanapie, Bella zaś zarządziła pokojówce przygotowanie ciepłej herbaty, by jej siostra mogła się rozgrzać. Oczywiście niewygoda ciała jest niczym w porównaniu ze złamanym sercem — pomyślała sobie dziewczyna, patrząc ze zmarszczonymi brwiami na Margot, która wylewa gorące łzy na ramieniu siostry. Zastanowiła się, jak to jest kochać mężczyznę tak mocno. 
— Ale co on powiedział, co powiedział? — dopytywała Brigietta.
— Że zaręczyny się nie odbędą… Że jestem uroczą damą, ale nie może mnie poślubić… — Blade policzki Margot przybrały odcień różu. — Potraktował mnie jak przygodną dziewkę! Myślałam, że mnie kocha! Zapewniał mnie o tym, sama słyszałaś!
— Och, wszyscy to słyszeliśmy… Nie wierzę, to po prostu straszne. Taki miły, czarujący człowiek…
Bella spoglądała na tulące się siostry ze współczuciem, a jednocześnie z pewnym zakłopotaniem. Nigdy nie była z nimi blisko i czuła się tutaj trochę jak intruz. "Czy ty masz serce z lodu?". W końcu tylko odebrała z rąk służącej parującą filiżankę herbaty i wręczyła ją Margot. Najstarsza siostra siedziała z zawieszoną głową niczym upadły anioł. 
— Spadła na nas klątwa… 


*

Witajcie kochani :D 
Poprawka tego rozdziału trochę mi zajęła, ale zrobiłam to najlepiej, jak umiałam. Natomiast chcę już jasno powiedzieć, że ta historia nie będzie tak mroczna i poważna, jak niektórzy oczekują. Nie będzie. Pisząc ją, dałam upust swoim dziecięcym sentymentom, jednocześnie bawiąc się motywami i nadając tej baśni trochę inne oblicze. Jeśli czujecie się tym zawiedzeni, nie będę miała żalu, jeśli porzucicie czytanie. Po prostu kolejna dyskusja na ten temat wydaje mi się trochę bezsensowna. 
Mam nadzieję, że pomimo jesiennej pogody jakoś się trzymacie ;*

17 komentarzy:

  1. No, nareszcie! Już się nie mogłam doczekać. Tyle czasu :< ale rozumiem to w pełni. Mam nadzieję, że niebawem Bella trafi do zamku Bestii :3 Co do Margot, no kto by się tego spodziewał? A tak, ja. I chyba wszyscy. Prawdę mówiąc szkoda, wielka szkoda. Żal mi jej, bo nagle zrozumiała (aż tak głupia nie jest), że jej ukochany był z nią tylko dla pieniędzy i mnożenia rodzinnych majątków. Kochał jej pieniądze, a ona tak bardzo kochała jego :( W dzisiejszych czasach też się tak zdarza.
    "Już lepiej z biednym żywot wieść, co wytyka błędy, niźli z bogatym, który tylko prezentować się chce przy Twym boku dobrze."
    Gaston zaczął topić smutki w piwie, bo musi pracować. Czy przypadkiem nie powinien oszczędzać? To trochę nieodpowiedzialne z jego strony.
    No i jeszcze ta pokojówka. Wiem, że ojciec odprawił większość służby, ale myślę, iż niebawem odprawi i ją, a nawet już powinien to zrobić. Niech się kurcze damy uczą, że trzeba uprać, sprzątnąć, ugotować - już teraz! - bo potem może nie być do tego okazji i w konsekwencji będzie tylko gorzej :/
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, trochę wina studiów, trochę tego, że musiałam nad tym rozdziałem przysiąść. Ale jest :D
      Tak, to na pewno był dla niej cios. Ale nie ona pierwsza i nie ostatnia się na tym sparzyła.
      Dobry cytat :)
      Myślę, że to takie błędne koło xD
      Haha spokojnie, ostatnia pokojówka również niebawem straci pracę ;) I zaczną się schody.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam ^^

      Usuń
  2. Oj czuję, że ta mowa na końcu to do mnie. Nie chcę byś rozumiała to tak, że ja się czepiałam, bo tak naprawdę to twoje opowiadanie i masz prawo pisać je po swojemu, a ja jedynie mogę ocenić gdzie wydaje mi się być realne, gdzie naiwne, gdzie jest ciekawie, a gdzie nie trzyma się kupy. U mnie pewnie też jest wiele takich miejsc, gdzie opowieść kupy nie trzyma się wcale.
    To dziwne co powiem, ale się cieszę, że spotkał ich taki los. Wreszcie jakieś dramaty, które pozwolą rodzeństwu dorosnąć. Dziwi mnie jednak, że przedstawiłaś to na zasadzie "byle szybko". Zmiany nie zachodzą w ludziach gwałtownie. Chyba chciałabym przeczytać o tym jak to było u Gastona, co mówił, jak się zachowywał, jaki się stał. Oczekiwałam że przedstawisz to w opisie, a nie "poszedł do pracy, stał się z dnia na dzień odpowiedzialny". Jednak tak jak pisałaś w informacji, opowieść jest bajkowa, z założenia ma być prosta, poniekąd pewnie też bez drugiego dna i głębszych refleksji. Nie pozostaje mi nic innego jak to zaakceptować, bo chcę poznać Bestię i doczekać zakończenia. Nie przeczę też, że wolę bardziej brutalne odzwierciedlenia baśni, ale to tak jak z filmami - lubię dramaty i horrory, ale od czasu do czasu mam ochotę na coś lżejszego i wtedy sięgam po komedie lub siadam z dziećmi przed telewizorem i włączam stare bajki Disneya. Dlatego z pewnością zostanę przy twoim opowiadaniu traktując je jako coś lżejszego, także potrzebnego, bo nie można się ciągle dołować i czasami trzeba poczuć tę magię, która towarzyszyła za czasów dzieciństwa.
    Duży plus za tę lodową legendę. Spodobała mi się. Lubię takie wstawki i odwracanie wszystkiego do góry nogami. W prologu to Bestia był ten zły,a tu, bohater książki, stał się ofiarą wiedźmy. Ciekawi mnie czy to miało z sobą jakieś nawiązanie, czy ktoś został natchniony do napisania tej książki znając historię Lucjana (dobrze pamiętam imię Bestii, czy pomyliłam z jakąś ekranizacją?).
    No i szanuję Margot za to, że chciała zawalczyć o narzeczonego. Moim zdaniem nie było to jakimś znacznym poniżeniem, to bardziej on zachował się jak dzieciak, gdy nie potrafił stanąć z nią w cztery oczy i tak zwyczajnie zerwać, tylko dalej mydlił jej oczyska śląc listy i wymigując się brakiem czasu.
    Pokazałaś też realizm, jak ludzie odchodzą, gdy już nic nie mogą uzyskać. Tak jest po dziś dzień, gdy są pieniądze i trwa impreza, na dodatek nie ma wokół problemów, to ludzi tam ciągnie, tam się wtedy bawią, a gdy tą osobę, u której zabawiali spotka nieszczęście, to zwykle stać ich tylko na "współczuję ci".
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :)
      No rzeczywiście miałam też na myśli Ciebie. Też nie chciałam zabrzmieć zbyt chamsko, natomiast zależało mi, żeby dać jasny przekaz. Natomiast cieszę się, że mimo wszystko chcesz ze mną zostać :D
      Jeśli chodzi o Gastona to sama czuję, że ta zmiana jest zbyt szybka, ale jego postaci będzie poświęcone jeszcze sporo czasu i to nie koniec zmian, jakie w nim zajdą. Tamte będą bardziej opisane :)
      Bestia nazywa się Lucien :) Ale faktycznie jest to pewne nawiązanie :D
      Dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam :D

      Usuń
  3. (Chwała Internetowi za katalogi z blogami!)
    Miałam się kiedyś zabrać za "Baśniową pozytywkę", ale w tym życiu chyba mi się nie uda, zwłaszcza, że te cztery rozdziały i prolog w znacznym stopniu zaspokoiły mój głód na baśniowe motyw (którego, szczerze mówiąc, do tej pory jakoś specjalnie nie próbowałam zaspokoić). I nie będzie super mrocznie i smutno, więc płakać prawdopodobnie będę tylko ze wzruszenia (chociaż antybaśnie też bardzo lubię, to nie ma to jak kawał chwytającej za serce historii z happy endem ♥)! "Lodowy Książę" już mnie mocno poruszył. Ładna historia z happy endem.
    Bardzo mi się podoba Twój styl pisania. Tutaj sprawia wrażenie bardzo baśniowego, no. Ładnie łączy się z opowiadaną historią.
    Szkoda mi Margot. Wiadomo, że trochę głupiutka była, naiwna, a nawet próżna, ale i tak mi przykro z powodu jej złamanego serca, chociaż wiadomo, że "inni mają gorzej" (swoją drogą - nie cierpię takiego myślenia i dla takiej Margot czy Brigietty brak błyskotek, służby i pięknych sukni może być osobistym końcem świata).
    Gastona, póki co, jakoś tak darzę wielką sympatią, chociaż po jednej scenie z Bellą mam chore - i, znając życie, błędne - wrażenie, że on do niej czuje coś niewłaściwego. X'D Przepraszam, musiałam to z siebie wyrzucić.
    Poruszyła mnie dobroć Belli, jej podejście do chorych i biednych, wtrącenie się do tamtej rozmowy na przyjęciu, chociaż sama już nie jestem taką idealistką i zaczęłam podchodzić do takich spraw chłodniej. Ale chwyta za serce. No.
    Przepraszam, że komentarz taki raczej nieskładny. Ale opowieść szalenie mi się podoba i z niecierpliwością będę czekać na kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, bardzo mi miło, że blog przypadł Ci do gustu :) Na Baśniową Pozytywkę oczywiście też zapraszam, ale historia jest obszerna i trochę toporna do przebrnięcia :) Dziękuję za wszystkie miłe słowa :D
      Cieszę się, że polubiłaś Bellę i Gastona.
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  4. Ooo, widzę, że zmieniłaś szablon :). Śliczny muszę przyznać :D.
    Rozdział oczywiście cudowny, ale smutny zarazem. Niestety, statki należące do rodziny Belli zatonęły. Już czekam na moment, w którym rozpocznie się wspólna historia Belli i Bestią, sądzę, że to będzie miało ogromny związek własnie z utratą majątku... Jednak obawiam się tego momentu: Twoja zapowiedź, która wciąż chodzi mi po głowie, sprawia, że boję się potężnego wstrząsu.
    Jestem trochę zaskoczona nagłą postawą Gastona, ale w sumie to nie dziwię się, wielu ludzie niezwykle szybko dojrzewa, po silnych przeżyciach, a tę tragedię, która spadła na ich rodzinę można do tego zaliczyć.
    No i oczywiście szanowny narzeczony, teraz już były, Margot. Och, jak ja nienawidzę tego, że w historii (w sumie w teraz wciąż tak jest) ludzi tak bardzo cieszy cudze nieszczęście, utrata pracy, majątków. Nienawidzę, że status tak bardzo wpływa na to jak jesteśmy oceniani. No wkurza mnie, że tylko ze względu na status materialny, ktoś jest w stanie zerwać z kimś, grr! To niezwykle irytujące, ale cóż: całego świata nie zmienię, choć bardzo bym chciała ;).
    Podsumowując: rozdział świetny, tak jak pozostałe. Oczywiście niecierpliwie czekam na rozwinięcie wątku bestii :).
    Pozdrawiam Cię cieplutko i życzę weny! + Przepraszam za tak nieskładny komentarz, ale oczy mnie już szczypią, a obraz się rozmazuje przed nimi - za długo przed monitorem, niestety :).
    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Chciałam trochę odświeżyć bloga.
      Mam nadzieję, że uda mi się was zaskoczyć postacią Bestii :P
      No niestety świat jest niesprawiedliwy. Bellę i jej rodzinę dopadła teraz szara, trudna rzeczywistość.
      I dziękuję Ci bardzo za cały komentarz, naprawdę nie mam mu nic do zarzucenia ^^ Trzymaj się :)

      Usuń
  5. uciecha Margot z narzeczonego była chwilowa jak się okazuje. Fortuna kołem się toczy - idealnie powiedziane. Pan Leroy okazał się interesownym człowiekiem, który koniecznie chciał się wżenić w bogatą rodziną. Chodziło o korzyści. Podejrzewam, że ojciec Margot chyba o tym wiedział, natomiast sama zainteresowana wolała sobie wmawiać miłość tego mężczyzn. Oczywiście była piękna, więc to też na pewno przykuło jego uwagę do najstarszej z sióstr, ale wystarczyło, że stracili majątek szybko się ulotnił, nie pozostawiając żadnych złudzeń. Na miejscu dziewczyny nie poszłabym do niego, ale ja to ja. Prędzej umrę w samotności, niż zacznę latać za mężczyzną. Ona natomiast była przekonana, że ją kocha i chciała wyjaśnić jego zachowanie. Srodze się rozczarowała. Może to i lepiej? Może przejrzy na oczy? Leroy nie potrafi być odpowiedzialny, a sytuacji, gdy jego żona potrzebowałaby wsparcia na pewno nie zechciałby jej pomóc. Brigietta jest taka sama jak Margot.
    Co do Gastona to sądzę, że okazał się całkiem w porządku, chociaż te początki alkoholizmu są dość niepokojące. Nie czas teraz na takie wybryki, powinien wciąż pomagać rodzinie jakoś utrzymać się na powierzchni. Wiadomo, że ostracyzm społeczny był kwestią czasu, ostatecznie kiedyś ich rodzina tworzyła elitę towarzyską. Dziś są biedakami, od których odsunęli, a on musi pracować. Ciekawa jestem jaka zmiana w nim zajdzie, bo na pewno sytuacja, która ich spotykała na pewno zostawi w nim piętno - oby tylko udało mu się pójść po rozum do głowy i jednak stanąć na nogi. Powinien być przykładnym starszym bratem i oczywiście pomocnym synem - dziedzicem ojcowskiej spuścizny!
    Co do Belli to uważam ją za rozsądną, dobrze wychowaną pannę, która pomimo ograniczeń jakie narzuca jej płeć ( nie może przecież pracować w każdym zawodzie ), stara się i robi, co może. Mimo licznych sprzeczek bardzo zależy jej na siostrach, więc można ją tylko ją podziwiać, że pomimo swar współdzieliła smutek siostry. Chociaż mogłaby tego nie robić, odwrócić się i uznać siostrę za histeryczkę.
    Opowieść o Lodowym Księciu była piękna!
    Świetny rozdział, chociaż pokazanie ich straty pojawiło się trochę za szybko, to czytałam wszystko z zapartym tchem! Tak nie mogłam się doczekać kolejnej części.
    Czekam na następną!
    Pozdrawiam i życzę weny! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo <3
      Co do pana Leroya masz całkowitą rację. To wszystko były tylko interesy, a sama postać Margot była jedynie ładną ozdobą, dodatkiem do tego. Ale teraz przynajmniej dziewczyna pozbyła się złudzeń xD
      Na razie nie chcę wiele zdradzać, ale powiem, że to nie ostatnie przygody Gastona z piciem :P
      Starałam się pokazać, że Bella, chociaż na początku potępiała i wyśmiewała zachowanie siostry, to jednak nie życzy Margot źle ;)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Wpadłam na chwilę, a zostałam na dłużej. Świetne opowiadanie. Ale mnie wciągnęło, uwielbiam opowiadanie tego typu.
    Pozdrawiam, lenaskolowska.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. A więc tatusiowi powinęła się noga i nie mieli już szansy dłużej żyć jak te pasożyty na jego koszt. Wszystko świetnie, cieszę się, że gówniarze dorastają, dojrzewają i poznają uroki prawdziwego życia, bo za długo już były pod tym kloszem ojcowizny, ale mimo wszystko coś mi w tym nie pasuje. Odnoszę wrażenie, że zaserwowałaś czytelnikom okrojone streszczenie, a przemiana Gastona była od pstryknięcia palcami. Wiele rzeczy stało się ot tak, bez lawiny i efektu domina, bez wydarzeń postępujących jedno po drugim. Zastosowałaś ostre cięcie, jakby zabrakło ci pomysłu na opisanie tego jak w ludziach zachodzi przemiana, jakbyś się trochę bała podjąć tego tematu, świadoma, że czytelnicy (większość z nich) woli proste rozwiązania i podanie na tacy "był taki i taki, a stał się taki i taki".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak czułam, że będziesz się cieszyć :P
      Ale ale to dopiero początek zmian, jakie będą zachodziły w bohaterach. Na razie chciałam pokazać ich rozpacz i gorzkie przebudzenie. Zdaję sobie sprawę, że kilka linijek o Gastonie to za mało, ale jeszcze wrócimy do jego postaci, spokojnie :)
      A to cięcie nie tyle było spowodowane gustami czytelników, ta bardziej faktem, aby ich nie zanudzić :P

      Usuń
  8. Witaj, Marzycielko!
    Przepraszam Cię, że mnie nie było u Ciebie długo... miałam ostatnio mały kryzys, ale powoli wracam do blogowania, choć jest to trudne niż sobie to wyobrażałam.
    I zaczynam zaległości u Ciebie.

    Rozdział ten jest bardzo smutny. Współczuje rodzinie Belli, że statki zatonęły i cały dorobek poszedł na same dno. Starali się jak mogli, żeby coś zrobić, a tu nawet pomocnej dłoni... To przykre, że ludzie odwrócili się od nich w najtrudniejszych dla nich chwilach. Teraz widać, że ludzie bardziej skupiają się na sobie, niż na innych...
    A przerwanie zaręczyn było takie oczywiste!
    I bardzo ujmujący fragment opowieści o Lodowym Księciu :)

    Pozdrawiam serdecznie i do spisania w następnych rozdziałach ;* Postaram się skomentować każdy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Żadna klątwa po prostu dopadła ich smutna rzeczywistość. Jestem ciekawa co teraz zrobi Hugo i jak rozwiąże swój problem? Nie lubię sióstr Belli, ale jest mi jej trochę żal. Dla nich utata majątku i zerwane zaręczyny to pewnie koniec świata. Nie wyglądają mi na takie, które z ochotą będą pracować aby pomóc rodzinnie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Czyli dobrze czułam, że coś będzie z tymi statkami. Szkoda, że zatonęły, ale dzięki temu twoje opowiadanie nabrało smaczku. No i co teraz zrobi biedny Hugo?
    Żal mi Margot, ale młody Leroy nie mógł postąpić inaczej, wszak nasze panie są terasz biedne, a w tamtych czasach takie małżeństwa były uważane za mezalians. Świetna historia o tym Lodowym księciu.

    OdpowiedzUsuń