Okazało się, że Bestia potraktował jej słowa poważnie.
Jeszcze przed zapadnięciem zmroku poprosił dziewczynę, by poszła za nim. Tak
właśnie, poprosił, choć wcześniej zwykł był rozkazywać. Bella przyjęła tę
zmianę z ostrożnym zadowoleniem. Pełna nadziei jednak podążyła za wielką sylwetką pana
zamku.
Przeszli aż połowę zachodniego segmentu twierdzy, zanim
zatrzymali się przed łukowatymi, drewnianymi drzwiami. Strzegł ich posąg rozkładającej
skrzydła do lotu sowy, nakrytej szarym welonem pajęczyn. Bestia pociągnął za mocny,
zardzewiały uchwyt i wpuścił dziewczynę pierwszą do środka.
— Damy przodem.
Uśmiechnęła się pod nosem.
— Dziękuję.
Znaleźli się w przestronnej komnacie, papierowym królestwie, którego skarby
były dla Belli cenniejsze niżeli stroje i świecidełka. Jego wyblakłe ściany oblegały
wysokie, wykonane z ciemnego drewna regały, a sklepienie podtrzymywały spiżowe
anioły o złotych, zwiniętych skrzydłach. Na środku stał okrągły stół i
porozrzucane dookoła krzesła.
— Muszę przyznać od razu, że nie zaglądałem tutaj od
dawna — uprzedził Bestia, rozsuwając do końca brudno-złote kotary i rzucając
więcej światła na to zapomniane miejsce.
Faktycznie, z regałów i poręczy zwisały girlandy kurzu,
a całe pomieszczenie skąpane było w szarości, jakby w powietrzu unosiły się
duchy zebranych tutaj ksiąg.
— Pomimo tego to niezwykłe miejsce — wyszeptała
dziewczyna, zadzierając głowę do góry, by ogarnąć wzrokiem wszystkie regały.
Czytywała już różnego rodzaju lektury, ale nigdy z półek zapomnianej twierdzy.
— O czym są te księgi?
— O wszystkim, co możesz sobie wyobrazić. Moi…
Poprzedni właściciele tego zamku zgromadzili tutaj imponującą kolekcję.
— To musiało być dawno temu.
— Prosiłaś o bibliotekę, dałem ci ją. — Spojrzał na nią
z błyskiem chytrości. — Z pewnością mógłbym spróbować ją nieco oczyścić. Jeśli
ładnie poprosisz, moje czary…
Uniosła rękę w proteście.
— O, nie. Nie musimy się zawsze wysługiwać magią. Temu
miejscu należy się szacunek i trzeba je wysprzątać jak należy. Choćby miało mi
to zająć wiele tygodni. — Aby podkreślić swoje słowa, Bella sięgnęła po
znajdującą się w zasięgu jej ręki książkę. Pan zamku przyglądał jej się
zdumiony. Z pewnością nie mógł uwierzyć, że nie skorzystała z jego oferty.
Dziewczyna tymczasem otworzyła zdobycz na pierwszej
stronie i zdmuchnęła zalęgające na suchym papierze drobinki kurzu. Te zaś poleciały
prosto pod nos Bestii. Stwór zamrugał z zaskoczeniem ciężkimi powiekami, a
potem kichnął potężnie, zrywając do lotu kolejne warstwy pyłu. Dziewczyna zrobiła najdziwniejszą rzecz pod słońcem. Wbrew
sobie… zachichotała. Miało się wrażenie, że wokół nich wirują poszarzałe płatki
śniegu.
Bestia spojrzał na nią z frustracją.
— Dość już dla ciebie zrobiłem. Liczę, że zażyjesz tu miłej
lektury — burknął chłodno, po czym odwrócił się z zamiarem odejścia. Bella prędko
zamknęła trzymaną książkę.
— Czekaj! Ktoś musi pomóc mi tu posprzątać!
Bestia zamarł, jakby się przesłyszał, po czym obdarzył ją tym pełnym oburzenia niedowierzaniem.
— I myślisz, że to będę ja?
Wzruszyła ramionami.
— Innej żywej duszy tu nie widzę.
— Nie ma najmniejszej…
— A zatem taki z ciebie dżentelmen, Bestio? — Bella
zagrała inaczej. Położyła sobie ręce na biodrach, a jej oczy zalśniły
figlarnie. — Zostawiasz dziewczynę samą w zabałaganionej bibliotece, a sam
będziesz próżnował?
Pan zamku wyszczerzył kły.
— Nie zapominaj się…
— A co innego masz do roboty? — spytała poważniej.
Zbliżyła się do niego o parę kroków. — Proszę. Wiem, że prawdopodobnie nigdy
nie pracowałeś, ale wspólne sprzątanie także może być… zajmujące.
— Nie wierzę ci. — Nachylił się groźnie nad dziewczyną.
W jego oczach jednak zajaśniała wspaniałomyślność. — Ale zostanę, żeby się
przekonać.
Bella ucieszyła się z tej odpowiedzi bardziej, niż
sądziła.
— Dziękuję — zdążyła wyszeptać niewinnym głosem, nim
Bestia uniósł się dumą i z warknięciem opuścił progi biblioteki.
*
Następnego dnia Bella z ochotą wspięła się na odpowiednie
piętro, po czym otworzyła na oścież drzwi biblioteki. Zza łukowatych okien
dolatywało światło zimowego przedpołudnia, stawiając komnatę w pyle unoszących
się w powietrzu drobinek. Spiżowe anioły chowały twarze w dłoniach, jakby nie
mogąc patrzeć na panujący tutaj bałagan.
Na środku stały już odpowiednie narzędzia. Wyliniałe
szczotki, miotła i wiadro wypełnione po brzegi wodą. Brakowało tylko…
— To od czego chcesz zacząć, piękna?
Bestia pojawił się niezauważony, stając w cieniu
rzucanym przez posąg. Nie wydawał się entuzjastycznie nastawiony do czekającego
go zadania. Jego wargi układały się w grymas.
Bella posłała mu chytry uśmiech. Świadomość, że
nakłoniła pana zamku do pracy, sprawiała jej dziwną satysfakcję.
— Najpierw powinniśmy zetrzeć kurz z regałów, bo to one
najbardziej tutaj cierpią. — Chwyciła jedną z szorstkich szczotek i z cichym
pluskiem zanurzyła ją w wodzie. Sama również nigdy nie brudziła rąk pracą, była jednak zbyt podekscytowana, by czuć upokorzenie. — Jeśli to dla ciebie bez różnicy, ja zajmę się
prawym skrzydłem, a ty lewym.
— Jak każesz.
Bestia również namoczył swoją szczotkę, wyciskając ją w szponach tak, jakby chciał zmiażdżyć główkę niemowlęcia. Przez chwilę
obserwował, jak Bella zaczyna zmywać z ciemnego drewna warstwy pyłu i
pajęczyn. W końcu sam również wziął się do roboty. Zamaszystymi ruchami
przejeżdżał po zakurzonych półkach i ścianach mebli, czasem nie oszczędzając
przy tym książek. Bella obawiała się o stare woluminy, dla których krople wody
mogły być niszczące, jednakże w porę ugryzła się w język. Nie chciała
zniechęcać swojego pomocnika. Już i tak sprawiał wrażenie, że najchętniej
poprzewracałby te wszystkie regały.
To niemądre, ale coś ją bawiło w obrazie sprzątającego
Bestii. Już samo to zawierało absurd. To był ten stwór, który wypełznął z mroku
i kazał jej się rozebrać, a potem czyhał na jej życie? Dziś strach z owej nocy
zbladnął. Bella nie potrafiła powiedzieć, kim był ten osobnik pomagający jej
odgruzować bibliotekę, ale na pewno nie bezlitosnym potworem. Już nie. Tak
jakby… zły sen prysnął.
Co jakiś czas któreś z nich kichało od nadmiaru kurzu.
Innym razem zaś nieuważnie zahaczało o jedną z książek. Bestia był wysoki,
dlatego przy lekkim wysiłku jego ręka potrafiła dotrzeć niemalże na szczyt
regału. Bella natomiast potrzebowała do tego drabiny. Z pewnym niepokojem
wdrapała się na drewnianą, niezbyt stabilną konstrukcję, po czym wzięła się za
sprzątanie wyższych poziomów.
Z tego miejsca była bliżej półkolistego sklepienia. Mogła
zauważyć, że zdobią go freski pulchnych aniołków, wylegujących się na
puszystych obłokach i z rozleniwieniem spoglądających w dół, na pracujących
mieszkańców zamku. Dziewczyna zapatrzyła się w blaknące pod naporem czasu
malowidła. Była oczarowana ich staranną kreską oraz słodyczą małych, skrzydlatych
istotek, które wydawały się radośniejsze od swoich kuzynów zrobionych ze spiżu.
I oczywiście znacznie radośniejsze od
sprzątającego w milczeniu Bestii.
Omal nie zachichotała i uniosła dłoń, wyobrażając
sobie, że dotyka różanych twarzyczek cherubinów. Właśnie w tej chwili, na
ułamek sekundy tracąc uwagę, źle ustawiła ciężar ciała. Drabina zadrżała
niespokojnie, po czym zaczęła przechylać się w drugą stronę. Bella ledwo
zdążyła krzyknąć…
Bestia poruszył się szybko jak cień. W jednej chwili siłował
się z pajęczyną, w drugiej zaś znalazł tuż pod drabiną i przytrzymał ją silnymi
dłońmi. Wystraszona Bella widziała pomiędzy drewnianymi szczeblami jego czujne,
jasne oczy. Serce wciąż biło jej o ton szybciej.
Uratował ją.
— Dasz radę zejść? — zapytał Bestia, nadal utrzymując
drabinę w pionie. Zamrugała.
— Właściwie lepiej by było, gdybyś odstawił mnie pod
regał. Jeszcze nie skończyłam…
— Skończyłaś. Złaź, zanim się rozmyślę i cię puszczę.
Bella w milczeniu zeszła z drabiny i otrzepała ręce z
drobinek kurzu. Potem spojrzała panu zamku w oczy.
— Dziękuję — odezwała się z nieśmiałym uśmiechem. —
Masz dobry refleks.
— Na to wygląda. — Po jego twarzy przeszedł cień
zadowolenia. Stwór spoglądał na nią jeszcze chwilę, po czym odłożył na bok drabinę.
— To co teraz?
— Cóż, skoro regały są już w miarę czyste, możemy zająć
się podłogą.
Ku jej zaskoczeniu, Bestia jako pierwszy chwycił za
miotłę. Bella zaśmiała się cicho, biorąc do ręki szczotkę i klękając na zimnej
posadzce. Po jej sercu rozlewało się jakieś ciepło. Wydawało jej się, że te
przeklęte mury od dawna nie widziały takiej radości.
— Wiesz, kiedy już będzie tutaj lśniło, mógłbyś mi
towarzyszyć również w lekturze — zagadnęła, szorując kafle. Rzuciła mu psotne
spojrzenie znad opadających jej na czoło włosów. — Na pewno znalazłbyś coś dla
siebie.
Bestia obrócił się w jej stronę z powątpiewającą miną.
— Za co tak bardzo kochasz te swoje książki?
— Cóż, z pewnością za to, że rozwijają moją wyobraźnię,
a to cenna rzecz, jeśli żyje się w nudnym miejscu. — Kiedy towarzysz przewrócił
oczami, podparła się pod boki. — Nie wierzysz mi? Dzięki otwartemu umysłowi
potrafię sobie nawet wyobrazić, że jesteś rozkochanym w czytaniu molem
książkowym.
Oczy stwora zabłysły z rozbawieniem, ale brwi
zmarszczyły się w teatralnym gniewie.
— Lepiej wypluj te słowa!
— Może któregoś dnia staną się one prawdą? Mamy dużo
czasu!
— Jeśli będziesz tyle gadać, zasnę, nim skończymy
sprzątać.
Bella przygryzła wargę. Przypomniała sobie, jak
traktowano ją w mieście za to, że wygłaszała swoje poglądy.
— Nie lubisz dziewczyn, które mają coś do powiedzenia?
— Nie lubię dziewczyn, które nos zadzierają wyżej niż
suknię.
Oburzona Bella rzuciła w niego szczotką. Ta z plaskiem trafiła
prosto pomiędzy powyginane rogi, po czym zsunęła się pod nogi stwora. Zapadła
cisza.
Bestia spojrzał na dziewczynę z żądzą mordu. Podszedł
do niej, unosząc miotłę. Bella spodziewała się mocnego ciosu, ale uderzenia okazały
lekkie, karcące. Spadały na jej plecy i pośladki, podnosząc suknię, w którą
była dziś ubrana. Pan zamku okładał dziewczynę trzonem miotły niczym niegrzeczne
dziecko.
— Ała! — pisnęła rozbawiona, poprawiając rąbek
odzienia.
— Nie podoba ci się moja chłosta?
Bella zdołała chwycić wiadro z wodą i chlusnąć mu nim w
twarz. Bestia wydał z siebie zdumiony, rozdrażniony ryk. Dziewczyna tymczasem
umknęła mu sprzed nosa, łapiąc rzuconą szczotkę i wyciągając ją przed siebie
niczym miecz. Z rdzawych włosów stwora ściekały krople wody, kły były
wyszczerzone, oczy zaś patrzyły na nią z błyskiem wyzwania.
— Chodź no tutaj, piękna.
— Nie zbliżaj się!
Bestia jednak nie usłuchał. Już niebawem zapomnieli o
porządkach, biegając po komnacie i pojedynkując się na szczotkę i miotłę. Stwór
był silny i zręczny, ale wiotka, uważna dziewczyna umykała przed nim w
ostatniej chwili. Nie mogła przestać się śmiać. Zupełnie nie poznawała pana
zamku. Był teraz taki pobłażliwy i zabawny. Czuła, że nie chce jej skrzywdzić,
nie tak naprawdę. Bawił się z nią nie jak potwór, tylko zwykły mężczyzna,
nieomalże… przyjaciel. Ostatni raz w takich igraszkach uczestniczyła w
dzieciństwie, kiedy jeszcze żyła mama.
Zakończyło się tym, że Bella padła na wznak na twardej
posadzce i usiłowała uspokoić oddech. Policzki miała zaróżowione, a oczy pełne
wesołych iskierek. Ramiona Bestii również unosiły się w lekkim zmęczeniu. W
jego oczach kryło się zadowolenie, ciepło oraz jeszcze jedno ciężkie do
rozszyfrowania uczucie. Jakby zdumienie, że mógł się tak dobrze bawić.
Po chwili wytchnienia wyciągnął dłoń do swojej
towarzyszki. Tym razem Bella przyjęła ją bez żadnych oporów, ufając tym rękom,
które ocaliły ją od upadku.
— Wygląda na to, że nasze sprzątanie się przedłuży —
mruknęła z przepraszającym uśmieszkiem. Bestia uniósł brew.
— Mamy na nie całą wieczność, czyż nie?
*
Następnego dnia Gaston zrobił to, o czym myślał już od
dłuższego czasu. Pamiętał, że Bella odradzała mu ten krok, ale teraz nie było
jej przy nim, a on był gotów na wszystko.
Spotkanie z niejakim panem Lefou już od samego początku
dziwnie intrygowało syna kupca. Wiedział, że powinien czuć raczej obawę,
ponieważ jeśli teraz wejdzie w ryzykowne kontrakty, może się już nigdy z nich
nie wydostać. Gaston był jednak bardziej podekscytowany niż wystraszony. Może to
była kolejna cecha łącząca go z Bellą? Obydwoje dawali się ponieść ciekawości.
Pan Lefou przyjął go w swoim pokoju w jednej z
miejskich gospód. Lokal ten nie był specjalnie ukryty przed niepożądanymi
oczami, ale Gaston zauważył, że prowadząca go na górę dziewczyna zgrabnie omija
zatłoczone stoliki, a w kieszeni jej kamizelki zapewne spoczywa sakiewka złota.
Też chciałbym tak gładko zarządzać innymi — pomyślał mimowolnie. Wzbudzać respekt i strach.
W pokoju unosił się zapach tytoniu.
— A jednak, a jednak — zauważył zadowolonym głosem
odwracający się od okna mężczyzna. Wyglądał niepozornie — był to niski, tłusty
człowieczek o przebiegłym błysku w oczach i manierze nierozstawania się ze
swoim cygarem. Ilekroć Gaston go widział, pan Lefou zawsze miał je w ręce.
— Tym razem jestem pewien.
Pierwszy raz spotkali się przy karczmiennym piwie. To tam, po kilku
kuflach napitku i narzekań Gastona na swój pogarszający się stan materialny,
tłusty człowieczek wyszedł z propozycją pomocy przy nielegalnych interesach.
Syn kupca od razu poczuł, że to mogłoby załatwić jego problemy pieniężne, wahał
się jednak, czy nie podejmie zbyt ryzykownej gry. Nie był głupcem, wiedział, że
w tym fachu albo szachuje się króla, albo spada z szachownicy.
Pan Lefou zachichotał.
— Cuchniesz desperacją, mój druhu.
— To oznacza, że moja praca będzie efektywniejsza.
Kiedy mogę zacząć?
Tłusty człowieczek milczał przez chwilę, mierząc go
wzrokiem. Mimo niegroźnej aparycji, był szefem mafii. Jedno jego skinienie i
Gaston zostałby przez jego podwładnych przeszyty kulą jak prosię. I kiedy już
młody Maurice doszedł do wniosku, że jego propozycja zostanie odrzucona, Lefou
rzekł:
— Jutro otrzymam kolejną dostawę mojego cennego
ładunku. Podam ci kilka nazwisk, do których musisz go dostarczyć. Przekonajmy
się, czy na czarnym handlu znasz się równie dobrze co na statkach.
Gaston skinął z zapałem głową. Dobrze wiedział, jakich słów
zabrakło. Jeśli zawiedzie, będzie
zmuszony wybierać, kto pierwszy go znajdzie: organy władzy czy ludzie Lefou’a.
Nie bał się jednak tak, jak powinien. Może właśnie to ryzyko pokazywało mu, że
jeszcze żyje.
*
Jak na razie czeka mnie jedna poprawka we wrześniu, w przyszłym tygodniu zaś kończę sesję i będę mogła skupić się na blogowaniu ;)
Rozdział przeczytany, melduję posłusznie, jakby powiedział Józef Szwejk. Bella odkryła bibliotekę można, a pan zamku pozwolił zgodził się, nawet służyć pomocą. Któż by o tym pomyślał zważywszy na początek tej znajomości. W dodatku, to wcale nie wymaga nadzwyczajnego wysiłku. Gdzieś głęboko pod futrem i rogami kryje się wszakże ludzkie serce. Powierzchowność nie jest najważniejsza Oczywiście znowu miałam skojarzenia ze z odwiedzinami, jakie Złodziejka książek złożyła w identycznym królestwie, dzięki uprzejmości żony burmistrza. Niemalże identyczny zachwyt w obu przypadkowy, Oj, książki rzeczywiście są cennymi skarbami dla tych, którzy potrafią umiejętnie korzystać z owych darów. Gaston bardzo ryzykuje Oby szczęście go nie opuściło, ale niby, co ma zrobić? W każdym razie niechże z rozwagą słucha głosu sumienia, a nikomu nie stanie się krzywda! Życzę Ci natchnienia, Marzycielko.
OdpowiedzUsuńNo no kochana proszę! Bella znalazła kolejną cudowną rzecz. Binliotekę. Jak dobrze, że pan zamku nie jest takim tyranem.
OdpowiedzUsuńW pewien sposób równeiż się dogadują. Martwi mnie tylko trochę Gaston. Pakuje się w niebezpieczeństwo. I rzeczy, które nie przyniosą mu chluby, a tylko kłopoty. A ja polubiłam Gastona. Ciekawa z niego postać. I wybacz kochana że dopiero teraz komentuje. Byłam kilka dni nad morzem a ostatnio pochłania mnie odkrywanie Wattpada. To naprawdę genialny wynalazek.
Pozdrawiam mocno.
O, Lefou w całkiem innej krasie. Podoba mi się to. Co do tej przemiany Bestii...Ciężko mi w nią uwierzyć. Jeszcze parę rozdziałów do tyłu był tym niepokornym potworem, który ciska wszystkim, co mu się napatoczy. No ale, może coś w tym jest (wszyscy wiemy co).
OdpowiedzUsuńPowodzenia w poprawce ;)
Super opowiadanie! Przeczytalam wszystko jednyn tchem! Ich czekam na wiecej ;)
OdpowiedzUsuńWprost nie mogę w to uwierzyć! Bestia zajęła się... sprzątaniem! To takie zadziwiające, tak zupełnie ludzkie, a jednak zdaje się być nawet realne. Zaczynam zauważać, że Pan Zamku przestaje być dzikim potworem, a powoli zmienia swoje nastawienie zarówno do Belli jak i do świata. Ta przemiana oczywiście jest subtelna, ale już nie mogę się doczekać, co pokażesz nam dalej!
OdpowiedzUsuńBestia pokazał Belli bibliotekę i wciąż nie mogę przestać wyobrażać sobie tej sceny. Nawet nie wiesz jak wielki uśmiech miałam wtedy na ustach. To chyba będzie jeden z moich ulubionych fragmentów całego opowiadania <3!
Oczywiście końcówka zaskakująca: Gaston. Hmmm, początkowo go nie lubiłam. Zdawał się być zapatrzonym w siebie paniczem, który nic tylko zajmowałby się sobą. Natomiast teraz muszę nieco zmienić o nim zdanie; naprawdę bardzo zależy mu na odzyskaniu siostry i dzięki tej determinacji, która popycha go do podejmowania różnych działać sam zaczyna się zmieniać. Jego postać - mam wrażenie - również dojrzewa z czasem akcji. To bardzo dobrze oczywiście ;D.
Rozdział jak zawsze zresztą przypadł mi do gustu. Jedyne, co mogę powiedzieć to to, że niecierpliwie czekam na kolejny, bo jestem niesamowicie ciekawa, jak wszystko potoczy się dalej ;)
Pozdrawiam i życzę weny!
Charlotte
Hej, zostawiam ślad po sobie;) Piszesz wspaniale, twoje opisy są bardzo obrazowe, aż chce się czytać ;) Chociaż historia znana, ta odsłona jest jak świeży powiew wiatru w gorący dzień :D Cieszę się, że znalazłam twój blog, życzę dużo weny i udanych upływających wakacji ;D Pozdrawiam, lila_rose
OdpowiedzUsuń