Żelazne drzwi celi skrzypnęły. Na słomie rozległy się ciężkie kroki stwora i szelest wyblakłego płaszcza. Hugo powinien się cieszyć, czuć ulgę, że oto wreszcie nadchodzi koniec. Jednak kiedy w mroku ujrzał jasne oczy swojego zabójcy i poczuł na karku oddech śmierci, zrozumiał, że wcale nie chce umierać. Że nie jest gotowy na spotkanie z wielką niewiadomą, że to niesprawiedliwe, iż po tylu mękach tak po prostu zostanie zamordowany w mrocznej celi. Nie zasługiwał na to. Nie on! Kiedyś był kimś ważnym... Dzieci na niego liczyły... Złamał przysięgę daną Jovicie...
— Błagam, oszczędź mnie! — zawołał słabym, zachrypniętym głosem. — Mam w domu czwórkę dzieci, czekają na mnie, nie mogę teraz umrzeć! Zrobię wszystko...
Pan zamku zatrzymał się tuż przed swoim więźniem. Był tak wysoki, że prawie zahaczał rogami o spleśniałe sklepienie celi.
— Czwórkę dzieci, powiadasz... — Jego oczy zabłysły z bezlitosnym zadowoleniem. — Córki?
Hugo poczuł, że jego obolałym ciałem wstrząsa nowy dreszcz.
— Trzy z nich tak...
— Doskonale. Jeśli tak bardzo cenisz swe nędzne życie, przyślij do mnie jedną z nich w zamian za siebie.
Hugo poczuł, że jego obolałym ciałem wstrząsa nowy dreszcz.
— Trzy z nich tak...
— Doskonale. Jeśli tak bardzo cenisz swe nędzne życie, przyślij do mnie jedną z nich w zamian za siebie.
— Ale... ty...
— Masz na to trzy dni, starcze — zadecydował z ożywieniem stwór i rzucił w stronę więźnia coś błyszczącego, co biedny mężczyzna ledwo zdołał złapać w zziębnięte dłonie. — Albo wetkniesz ten pierścień na palec jednej ze swych córek i oddasz ją mnie, albo moje czary zmiażdżą ci serce. Zadecyduj dobrze, nędzniku.
Bestia obrócił się z pomrukiem płaszcza i zniknął w ciemności — tam, skąd przyszedł.
Hugo został sam, zbyt oszołomiony, aby zebrać myśli. Drżącą ręką włożył sobie na palec stary, posrebrzany pierścień i nagle poczuł, że cała czerń i chłód lochów zamykają się nad nim jak woda nad topielcem. Brnął przez warstwy spiralnego powietrza, ledwo łapiąc dech, aż w końcu wylądował na mokrej ulicy.
Tuż przed swoim domem.
*
Gaston wrócił do domu z płonącymi furią oczami i przekleństwami na ustach.
— Odprawił mnie!
— rzucił, kiedy tylko Bella na niego spojrzała. — Ten głupiec pan Pacal stwierdził, że musi obciąć koszty, a moje stanowisko nie jest niezbędne. Wyrzucił mnie na bruk jak jakiegoś biedaka! To cholerna potwarz!
Bella jęknęła w duchu, nie mając bratu za złe gniewnego uniesienia. Praca Gastona w sklepie zegarmistrza nie przynosiła wielkich zysków, ale pozwoliła na spłacenie kilku długów i środki do życia. Młody Maurice nie lubił tam pracować, jednak nie rezygnował, wiedząc, że wspomaga tym rodzinę. A teraz nawet to przepadło. Los znowu podstawił im nogę. Kiedyś byli szanowaną rodziną i nikt nie ośmieliłby się go zwolnić z pracy, ale teraz, kiedy tonęli w długach, a
ich rezydencja stawała się coraz uboższa, nikt nie miał skrupułów. Byli jak trędowaci, a arystokracja bała się, że gdy tylko
podejdą, zarażą ich pechem. Teraz sprawa miała się jeszcze gorzej, ponieważ
ojciec nie dawał znaku życia od ponad dwóch tygodni, co budziło plotki na
ustach. Mówiono, że uciekł w las albo błąka się gdzieś po ulicach obcych miast,
poszukując wyimaginowanego źródła dochodów.
— Przykro mi — odparła Bella smutnym głosem, wiedząc, że to
tylko puste słowa. — Nie wolno nam się jednak poddawać. Wierzę, że niebawem znajdziesz coś innego.
Gaston warknął
coś pod nosem, po czym usiadł w fotelu, marszcząc groźnie brwi.
— Ja już mam
dosyć, siostrzyczko — wycedził przez zęby. — Jeśli prawnie nie można nic
załatwić, pora sięgnąć dalej...
— Czarne
interesy? — żachnęła się dziewczyna. — Gastonie, nie pozwolę, abyś dał się
wciągnąć w takie bagno!
— Jesteś moją
matką? Zrobię, co mi się będzie podobało!
— A pomyślałeś o...
Bella urwała. Do jej uszu dobiegło natarczywe pukanie
do drzwi.
Brat spojrzał na nią naburmuszony i wzruszył ramionami,
aby to ona otworzyła. Już dawno musieli zwolnić lokaja. W rezydencji nie było już ani jednego służącego.
Bella z westchnięciem przeszła przez hol, przekręciła
klucz w zamku i otworzyła drzwi, spodziewając się kogoś mało znaczącego. I
rzeczywiście, na progu domu stał stary, brudny mężczyzna, słaniając się na
nogach. Bella niemalże straciła dech, kiedy rozpoznała w nim swojego ojca.
Wyglądał strasznie, jakby wygrzebał się z grobu. Białe
włosy miał przepocone i skołtunione jak u szaleńca, ubranie podarte w wielu
miejscach, a wychudłą twarz barwy zsiadłego mleka. Dziewczyna nigdy jeszcze nie widziała go w takim stanie. Nie przypominał już szanowanego i pewnego siebie
dżentelmena, tylko zagłodzonego biedaka.
— Wielkie nieba,
co się stało? — wydusiła, ale mężczyzna w odpowiedzi tylko westchnął ciężko i
zachwiał się jak kłos zboża na wietrze. Córka zdołała go podtrzymać. — Gastonie, chodź tutaj, prędko!
Młodzieniec mógł
być obrażony na cały świat, ale słysząc przerażenie w głosie siostry, zwlókł
się z fotela. Zaklął, jednakże zaraz wspomógł mdlejącego ojca swoim ramieniem.
Razem z Bellą zanieśli go na kanapę, niemal dusząc się od smrodu potu, moczu i
strachu, który gnieździł się w postaci starca.
Gaston rzucił się ku pogrzebaczowi, by wzniecić większy
ogień w kominku, a potem zaczął szukać koców. Bella
pobiegła do kuchni, żeby zdobyć coś ciepłego do picia i jedzenia.
Margot i Brigietta usłyszały poruszenie na dole i
prędko zbiegły po schodach. Na widok ojca w takim stanie same omal nie
zemdlały.
— Papo, och, mój biedny papo... — łkała Margot,
głaskając z troską zapadnięte policzki mężczyzny. Brigietta nawet nie mogła się
zmusić, aby podejść bliżej, bez słowa cierpiąc z powodu zabiedzenia ojca.
Hugo Maurice
spojrzał na swe córki zamglonym wzrokiem, po czym poszperał w kieszeni
śmierdzącego, zniszczonego płaszcza i wyciągnął z niego dwa pozgniatane kwiaty.
Wyglądały równie żałośnie jak on.
— To dla was... —
wyjąkał, a przez jego twarz przeszedł cień niepokojącego rozbawienia. — Cały
czas miałem je przy sobie...
Siostry
spojrzały na siebie zdumione, ale nie wypadało wzgardzić podarkiem ledwo żywego
ojca. Przyjęły zwiędłe kwiaty, domyślając się po pojedynczych płatkach, że
kiedyś były to czerwona i biała róża.
— Dziękujemy, papo — odparła po chwili oszołomienia
Margot, uśmiechając się drżąco. Brigietta również usiłowała sprawiać wrażenie
uszczęśliwionej.
— Piękne kwiaty — dodała cicho, podkładając sobie pod
nos zwiędłe, pożółkłe płatki. Mężczyzna patrzył na swoje córki z zadowoleniem,
jakby nie wierząc, że znów je widzi, że wrócił do domu. Obie damy bardzo
chciały wiedzieć, co się stało, miały jednak dość wyczucia, by poczekać z tym,
aż ojciec nabierze sił. Gaston okrył kupca kocem, a teraz spoglądał na niego czujnie, pogrążony we
własnych myślach.
Tymczasem wróciła Bella z tacą parującej herbaty i na
szybko zrobionej kaszki, którą postawiła na stoliku obok kanapy. Mężczyzna
rzucił się na posiłek niczym wygłodniały wilk, wylewając część napoju i brudząc
brodę resztkami kaszy. Rodzeństwo poczekało, aż ojciec wszystko pochłonie, a
potem pomogło mu wstać i dojść do łazienki, gdzie już czekała kąpiel oraz świeże ubrania. Nie byli pewni, czy zostawienie pana Maurice’a
samego to dobry pomysł, jednakże nie chcieli, aby poczuł się obserwowany. W
końcu zdecydowali się zamknąć drzwi i pozwolić mu zażyć odprężenia.
— Ktoś go musiał napaść! — oznajmiła rozemocjonowanym
tonem Margot, ściskając w dłoni czerwoną różę.
— Skąd on się tu w ogóle wziął? — zastanawiał się
Gaston, marszcząc czoło. — Gdzie jego powóz, gdzie jego rzeczy…? Wygląda, jakby
zabłądził pod nasz dom przypadkowo.
— Dobrze, że w ogóle jakoś tu trafił — mruknęła Bella,
widząc, że ojciec jest w stanie otępienia.
— Co teraz zrobimy, poślemy po lekarza? — zapytała
Brigietta, zagryzając wargę. Wszyscy wiedzieli, że nie mogli sobie pozwolić na
medyka pokroju doktora Rivau. Nie posiadali na to dostatecznych środków.
— Będziemy musieli, przecież on jest ledwo żywy! —
zdecydowała Margot. — Zaraz napiszę stosowny list.
*
Jeszcze tego wieczora ich rezydencję odwiedził doktor — nie
był co prawda bardzo znany i polecany, ale potrafił osłuchać pacjenta,
stwierdzić wyczerpanie organizmu i przepisać mu wymagane leki oraz zioła. I nie zadawał pytań.
— Nie pozwólcie mu wychodzić z łóżka, musi dużo
odpoczywać — rzekł na odchodnym. Wszyscy skinęli gorliwie głowami, ciesząc się,
że jest szansa na doprowadzane ojca do zdrowia. Co prawda lista lekarstw
wydawała się niepokojąco droga, ale kim by byli, gdyby szczędzili własnemu
rodzicielowi środków do wyzdrowienia?
Noc kupiec przespał niespokojnie, oddychając ciężko i mrucząc
coś do siebie pod nosem. Siostry co kilka godzin budziły się i szły sprawdzać,
czy nie jest potrzebna interwencja. Chociaż rzadko się ze sobą zgadzały, teraz
jednoczyła je troska o rodziciela.
Rankiem mężczyzna wydawał się bardziej przytomny. Leżał wśród pościeli z
otwartymi oczami i dzielnie przyjmował podawane mu lekarstwa. Margot i
Brigietta, aby odwrócić jego uwagę od ciężkich przeżyć, opowiadały mu o swoich
robótkach oraz o zabawnych sytuacjach, których były świadkiem w mieście. Żadna
z nich nie wspomniała, że z ich majątkiem jest coraz gorzej i że ojciec
zawiódł, wracając z pustymi rękami, zmuszając rodzinę do jeszcze większych
wydatków.
Bella głównie siedziała i słuchała, gdyż nie potrafiła
być sztucznie radosna, kiedy w rzeczywistości drżała z niepokoju. Nie uszło jej
uwadze, że w piwnych oczach ojca, prócz rosnącej
ulgi, drzemie jeszcze ból. Czasem patrzył na paplającą Margot i Brigiettę z
jakimś ponurym namyśleniem, innym razem natarczywie przyglądał się najmłodszej
córce. Może wciąż trudno mu uwierzyć, że
do nas wrócił — wmawiała sobie Bella, ale w głębi ducha czuła, że chodzi o
coś więcej.
*
Hugo wiedział,
że trzeci dzień upłynie następnego ranka.
To zabawne, że przez ostatni tydzień w lochach był
zdezorientowany i nie potrafił ustalić upływu czasu, a tutaj, w domu, doskonale
sobie zdawał sprawę, ile dni mu pozostało.
Oddać córkę potworowi czy samemu umrzeć? — myślał gorzko, kiedy
został sam, a jedyną towarzyszką była mu płonąca przy łóżku świeca. Cudowne
uczucie, widzieć światło i czuć ciepło. Przez pewien czas mężczyzna myślał, że
to niemożliwe. Teraz cały pobyt w zamku wydawał mu się koszmarem, straszliwym
podszeptem wyobraźni, który wciąż tkwił w
jego pamięci niczym cierń. Hugo sądził, że przez te kilka dni doznał wszystkich
okropności świata i wolałby sam się powiesić, niż do tego wrócić. Z drugiej
strony, lepiej byłoby w ogóle nie umierać. Kiedy mężczyzna leżał w ciepłym
łóżku, przypominał sobie, że znowu żyje. Jego wyziębione ciało odzyskało czucie
w członkach, paląca gorączka zmalała, oddechy już nie przynosiły bólu…
Hugo zrozumiał, że nie chce umrzeć.
Jednak pozwolenie, by któraś z jego córek cierpiała te
same męki, by została uwięziona i oddana na pastwę wszystkich obrzydliwych żądzy potwora... Ta myśl kładła się na jego duszy mrocznym cieniem. Jakim ojcem by był? Jakim człowiekiem? A jednak taki był warunek Bestii. To wszystko wina tego diabła! To jego grzechy, jego splamiona dusza. Córki kupca tak chętnie odwiedzały go w pokoju, karmiły i pocieszały niczym dobre duszki…
To straszne, że Hugo musiał wybierać pomiędzy nimi, którą skazać na śmierć.
Margot była kochana, taka troskliwa i dobrze wychowana… Gdyby mieli
pieniądze, mogłaby przebierać w kandydatach do ręki. Na Brigiettę również nie mógł narzekać. Cierpliwie opanowała sztukę gry na fortepianie i zawsze
grzecznie stosowała się do poleceń ojca.
Imię ostatniej córki stało się niebezpiecznie ciężkie.
Bella zawsze była inna. Snuła się po domu z nową
książką, zamiast słodko szczebiotać razem z siostrami i zwracać na siebie uwagę
znaczących mężczyzn. A jeśli już doszło do rozmowy, była to kłótnia, gdzie
śmiałe wygłoszenie niemądrych poglądów damy kończyło się chłodnym pożegnaniem.
Hugo nie życzył
jej cierpienia. Pragnął, aby wyrosła na uroczą damę. A jednak... ilekroć na nią patrzył, towarzyszyło mu poczucie obcości. Wrażenie, że to dziecko nie należy do niego, a jej ustami przemawia duch zmarłej żony.
To musi być ona.
Być może wiedział o tym już dawno.
To musi być ona.
Być może wiedział o tym już dawno.
Tak — pomyślał
Hugo, zaciskając palce na srebrnej obrączce. Jovito, chroń ją z góry, bo na mnie jest już za późno.
*
Bella przejechała opuszkami palców po białej okładce Lodowego Księcia, jakby książka miała
przemówić i służyć jej mądrą radą. Potem dziewczyna położyła się i naciągnęła na siebie
kołdrę. Wrodzona ciekawość zżerała ją od środka i wiedziała, że nie minie wiele
dni, nim stanie przed ojcem i zapyta go o jego przeżycia. Oczywiście to
ciężki temat dla nich wszystkich, ale jak długo ma jeszcze trwać to
niewypowiedziane napięcie? Każde z nich spodziewało się najgorszych według siebie możliwości, a taka niepewność nie wydawała się sprawiedliwa. Zaopiekowali się
ojcem najlepiej, jak mogli, a teraz należała im się szczerość.
Bella długo leżała w ciemności i rozmyślała, jak
ubierze w słowa swoje pytania i jakich argumentów użyje, by były one niezbite. I
wtem usłyszała cichy szelest otwieranych drzwi. Ponieważ dziewczyna tkwiła już w półśnie,
początkowo wzięła to za figiel wyobraźni. Kiedy jednak dołączyły się do tego
kroki — kroki coraz bliższe — musiała zerwać się z łóżka i odszukać wzrokiem
intruza.
Okazało się, że był to ojciec.
Podchodził do niej małymi kroczkami bosych stóp,
odziany jedynie w jasny strój nocny. Kiedy Bella na niego spojrzała, zamarł jak
dziecko przyłapane na złym uczynku.
— Co się stało, ojcze? — spytała dziewczyna z nutką
niepewności. — Źle się czujesz?
— Bello… — wyszeptał i córka zdała sobie sprawę,
że jego głos przypomina łkanie. Ogarnął ją niepokój, gdyż sterczące na
wszystkie strony włosy mężczyzny i jego luźny, biały strój upodabniały go do
upiora.
— Czego chcesz? — zapytała możliwie łagodnie, prostując
się sztywno.
— Tak mi przykro… Nie myśl o mnie źle, ja tylko chcę
żyć!
— O czym ty mówisz? Chyba powinniśmy zejść na dół i
napić się… — Bella nie zdążyła dokończyć zdania, gdyż ojciec gwałtownie rzucił
się w jej stronę. Przytrzymał ją jedną ręką, boleśnie wbijając chude palce w jej ramię.
— Puść mnie!
Był teraz tak blisko, że widziała staczające się z jego
bladych policzków łzy.
A później przed oczami zabłysnął jej srebrny
pierścionek, który mężczyzna bezceremonialnie wcisnął jej na palec. Dotyk
metalu był zimny, niepokojąco zimny.
— Co…?
Ojciec puścił ją prędko i oddalił się na kilka kroków,
jakby zaraz miała zionąć ogniem.
— Przepraszam…
Później wszystko zginęło w nagłym natłoku dźwięków i
obrazów. Bella miała wrażenie, że leci przez ciemny tunel pełen ruchomych cieni, aż w końcu…
…spada.
*
I tak oto Bella znajdzie się w zamku. Jestem ciekawa, co o tym myślicie.
Kolejny rozdział chciałabym dodać w Walentynki, ale zobaczymy, czy się wyrobię.
Kolejny rozdział chciałabym dodać w Walentynki, ale zobaczymy, czy się wyrobię.
Dodam jeszcze, że założyłam nowego bloga w uniwersum Pottera.
W ramionach unicestwienia
Zapraszam :)
W ramionach unicestwienia
Zapraszam :)
Nie lubię Hugona.
OdpowiedzUsuńNie mam do niego żadnych ciepłych uczuć. Bo jaki ojciec skazuje córkę na życie z Bestią tylko dlatego, że jest inna? No po prostu nie znosze. Mimo wszystko sam rozdział wyszedł Ci naprawdę dramatycznie. Pod wieloma rzeczami mocno mnie zaskoczyłaś co jest dla mnie dużym plusem. Jestem ciekawa co będzie dalej i nie każ tak czekać długo na siebie. To prawdziwy dramat. Pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję Ci bardzo! Postaram się, aby teraz przerwa między rozdziałami była mniejsza, aczkolwiek w następnym poście nasi bohaterowie się spotykają i chcę to jak najlepiej dopracować :P
UsuńNatomiast Hugo bardziej chciał takimi argumentami zagłuszyć wyrzuty sumienia, bo mimo wszystko egoistyczna chęć życia w nim wygrała :(
Aaaaaaa! Jak mogłaś urwać w takim momencie?! W sumie, to sama tak robię. ;)
OdpowiedzUsuńJakim trzeba być ojcem, żeby zrobić coś takiego własnemu dziecku? Przecież doskonale zdawał sobie sprawę na co skazuje Bellę. Podejrzewam, że musiał mieć świadomość, że Bestia ją będzie traktować gorzej, skoro zachwyciła go myśl o tym, że Hugo ma córki. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co siedzi w głowie Bestii... No ale jakby na to nie spojrzeć, to zapowiada się ciekawie i już nie mogę się doczekać spotkania tych dwojga.
Więc życzę weny i czasu, żeby udało się wrzucić rozdział na Walentynki. :)
Pozdrawiam, Adna. ^^
Haha no widzisz, chcę utrzymać was w napięciu ^^
UsuńDziękuję ślicznie za komentarz :) Masz rację, Hugo popełnił straszny czyn, który prawdopodobnie będzie się za nim ciągnął do końca życia.
Pozdrawiam :)
Naszła mnie taka myśl, że może Bella pod wpływem Disneyowskiego syndromu sztokholmskiego tak na prawdę była bita, gwałcona i poniżana przez Bestię, ale w jej głowie wszystko działo się tak jak w bajce... Chyba ma wybujałą wyobraźnię XD
OdpowiedzUsuńNareszcie rozdział! Fajnie. Dziwne, że Gaston nie chciał w pierwszym odruchu wywalić Hugona za drzwi, biorąc go za żebraka.
Udanych Walentynek :3
Ojeej, ciekawa koncepcja, chociaż niewątpliwie okrutna. Chciałabym przeczytać taką wersję ;P
UsuńHaha no pewnie też miał moment dezorientacji, widząc ojca w takim stanie.
Dziękuję! Powinny być udane :3
A jakżeby nie inaczej, że Hugo wybrał właśnie Belle. Córkę, która nie spełniała jego oczekiwań... bo wolała towarzystwo książek niż urodziwych młodzieńców.
OdpowiedzUsuńOddał córkę, aby on mógł żyć. Złotym ojcem to on nie jest...
Ciekawe, jak potoczy się dalej historia. Będzie pierwsze spotkanie Pięknej i Bestii...
Nie mogę się doczekać. Historia nabiera tępa ;)
A na Twojego nowego bloga zajrzę jutro i skomentuję rozdział ;)
I zapraszam Cię też do mnie na nowości.
Pozdrawiam serdecznie ;*:*
Haha no dokładnie, to nie jest ojciec roku :P
UsuńDziękuję za komentarz i za zainteresowanie nowym blogiem ^^
Do Ciebie też zajrzę w wolne chwili :) Pozdrawiam!
Ach! Już od jakiegoś czasu czytam Twojego bloga i jakoś nigdy wcześniej nie skomentowałam, więc przybywam, by to naprawić. Ta historia jest cudowna! Najzwyczajniej w świecie podbiłaś moje serce tematyką (tak, Piękna i Bestia to jedna z moich ulubionych bajek) i samym podejściem do bohaterów. Taka mroczna wersja jak najbardziej mi się podoba, ba!, śmiało mogę powiedzieć, że bardziej od oryginału. Może to dlatego, że sama lubię stawiać kłody pod nogami moich bohaterów i tworzyć draniów. ;D Twoja wersja Bestii już zdążyła podbić moje serce i nie mogę się doczekać jego spotkania z Bellą. Oj, coś czuję, że trafi kosa na kamień!
OdpowiedzUsuńGratuluję Ci świetnie napisanego opowiadania i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam serdecznie!
Jej, ale się cieszę, że zostawiłaś taki miły komentarz, dziękuję bardzo! ^^ Ja również uwielbiam tę bajkę, a napisanie jej własnej wersji to nie lada przyjemność.
UsuńPozdrawiam ^^
Ta opowieść mimo że jest mi dobrze znana, ma w sobie coś przyciągającego. Nie mogłam uwierzyć, że Hugo był tak zdesperowany, że udał się w nieznane i przeklęte miejsce tylko po to, aby ukraść wszystko co znajdzie tam wartościowego. Nie rozumiem dlaczego taki kupiec nie szukał rozwiązania gdzie indziej nawet jeśli miałby zacząć od początku. Bardzo denerwująca jest jego hierarchia wartości. Trójkę dzieci kocha bardziej niż inteligentną córkę, która przypomina mu żonę. I zasługuje całkowicie na potępienie za to, że wolał oddać córkę bestii, zamiast sam umrzeć i ponieść karę za swoją głupotę. Czekam na to co wydarzy się w zamku i na pierwsze spotkanie Belli i Bestii. Pozdrawiam z lenaskolowska.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :)
UsuńHugo faktycznie mocno się pogubił, a każdy jegi krok prowadzi do większej katastrofy. Nie sądzę, by Bella prędko mu wybaczyła albo w ogóle :P
Pozdrawiam :)
Ta opowieść mimo że jest mi dobrze znana, ma w sobie coś przyciągającego. Nie mogłam uwierzyć, że Hugo był tak zdesperowany, że udał się w nieznane i przeklęte miejsce tylko po to, aby ukraść wszystko co znajdzie tam wartościowego. Nie rozumiem dlaczego taki kupiec nie szukał rozwiązania gdzie indziej nawet jeśli miałby zacząć od początku. Bardzo denerwująca jest jego hierarchia wartości. Trójkę dzieci kocha bardziej niż inteligentną córkę, która przypomina mu żonę. I zasługuje całkowicie na potępienie za to, że wolał oddać córkę bestii, zamiast sam umrzeć i ponieść karę za swoją głupotę. Czekam na to co wydarzy się w zamku i na pierwsze spotkanie Belli i Bestii. Pozdrawiam z lenaskolowska.blogspot.com
OdpowiedzUsuńMelduję, że rozdział przeczytany i poprzedni też, chociaż z komentarzem nie wyszło. Ale czytam i wciąż się zachwycam.
OdpowiedzUsuńKurdę, to trochę okropne czytać o tych rozterkach Hugona, wiedząc, że jedną ze swoich córek potworowi i tak odda, bo inaczej nie byłoby tej historii. I chyba przez to "musiało tak być" nie boli mnie aż tak fakt, że ktoś był w stanie egoistycznie poświęcić córkę.
Dziękuję, ważne, że dałaś znak, że przeczytałaś ^^
UsuńNo faktycznie ta decyzja Hugona jest napędową całej akcji i prawdopodobnie spodziewaliście się takiego obrotu spraw. Ale faktycznie mi też ciężko się o tym pisało.
Pozdrawiam :)
Uff, jakoś dotarłam do Ciebie, kochaneczko. Miałam teraz dłuższa przerwę od śledzenia nowości na blogach. Po części spowodowane codziennymi obowiązkami, a drugą przyczyną stanowią decyzje, co poniektórych autorów opowiadań, które czytam. Tym chętniej odwiedzam Klątwę róży, która pozostaje niezmiennie doskonała, niby stare baśnie opowiadanie przez nianie. Eh, los bywa przewrotny. Stąd nie będę oceniać krytycznie zachowania Hugona. Postąpił może egoistycznie, ale w zasadzie nie dano mu innej możliwości. Wybrał niejako prostsze, w jego mniemaniu rozwiązanie problemów. Może faktycznie owej niepozornej dziewczynie o łagodnym usposobieniu uda się poskromić Bestię? Na pewno szybciej wydorośleje, gdy pozna, jak wygląda życie w odosobnieniu. Przynajmniej da szansę wyobraźni rozbudzonej przez książki oraz rozmyślania o podróżach. W najgorszym przypadku może, to traktować jako swego rodzaju grę. Im dłużej wytrwa tym lepiej, prawda? No i w końcu otrzyma nagrodę za trudy, bo tak się działo od wieków w każdej opowieści z morałem. Bardzo fajnie wykorzystałaś motyw pierścienia...
OdpowiedzUsuńRozumiem i miło mi, że znalazłaś czas, żeby do mnie wpaść ^^ Dziękuję bardzo!
UsuńDobrze myślisz. W zamku Bestii Bella z pewnością będzie musiała zmierzyć się z mrokami życia i drugiego człowieka, a i jej wyobraźnia zostanie połechtana :P
I postaram się, aby zakończenie tej historii było nieco inne od tego zwykle prezentowanego.
Pozdrawiam ^^
I w końcu dotarłam, wybacz, że tyle to trwało. Kurowałam się, co i tak nic nie dało na dłuższą metę :/.
OdpowiedzUsuńHugo, cóż, kompletnie kiepski z niego ojciec, co rzecz jasna wiedzieliśmy od dawna...
Z jednej strony rozumiem, w końcu musi nastąpić w końcu akcja, na którą tak czekamy, z drugiej jednak wciąć nie mogę się z tym pogodzić. Rodzic, który wysyła swoje dziecko, niezależnie od tego, czy najukochańsze, czy to trochę mniej, na zgubę? Przecież on miał świadomość na co skazuje biedną Bellę, a mimo to bezceremonialnie wsunął jej pierścień na palec. Poświęcił życie niewinnej dziewczyny za swoje i tak pozbawione sensu.
Niemniej jednak bardzo podoba mi się rozdział i jestem niezwykle podekscytowana na myśl o kolejnym. W końcu dojdzie do spotkania Belli i Bestii, na które czekam z zapartym tchem od początku opowiadania! :D
Pisz szybko kolejny rozdział i oby był dłuższy niż ten :D!
Pozdrawiam i życzę dużo, dużo weny,
Charlotte
Nic się nie stało i mam nadzieję, że teraz już czujesz się lepiej :* Dziękuję ślicznie za komentarz!
UsuńNa razie powiem tylko tyle, że każde działanie ma swoją cenę i Hugo nie uniknie pewnej kary.
Postaram się, aby tak długo wyczekiwany rozdział pojawił się dokładnie w Walentynki :D Powinien być też dłuższy.
Pozdrawiam :)
O Potterze niestety nie poczytam, nawet w twoim wykonaniu, bo ogólnie nie przepadam.
OdpowiedzUsuńFaktem jest, że choć wszystkie swoje dzieci kocha się jednakowo, to nie każde się tak samo lubi. Ja mam podobny problem jak Hugo z najmłodszym synem. Nie podejrzewam żony o zdradę, ale Fabian naprawdę nie ma niczego ze mnie, na dodatek jest właśnie takim dzieckiem, jakich ogólnie nie lubię i nigdy tego nie kryłem. On sam też nie jest skory do zmiany. Więc gdybym sam miał kogoś poświęcić... w pierwszej kolejności mimo wszystko poświęciłbym siebie, więc i tak Hugo zasługuje na potępienie za to co Belli zrobił.
Było kilka powtórzeń. Miałaś dwa razy "kroki" w sensie "słychać kroki, kroki" jakoś tak. No i przy służbie, dwa razy było "już", a wystarczyłoby napisać, że nie było lokaja, bo od x czasu nie było już służby. Wtedy byłoby jedno "już".
Hugo niczego nie ponaprawiał, nie uratował wcale sytuacji, a jeszcze nabroił. Synek, który chce się nielegalnie dorabiać, ma jednak coś po nim. Obaj byleby tylko iść na łatwiznę.
O Jezu, wybacz, musiałam przegapić ten komentarz.
UsuńJa jeszcze nie wiem, jak to jest mieć dzieci, ale Hugo niewątpliwie postąpił bardzo samolubnie i możecie się bulwersować do woli :)
Dziękuję za komentarz :)
Jakie to typowe i często spotykane, nawet w dzisiejszych czasach. Chodzi mi o to, że te niby porządne rodziny, te bogate wyższe sfery, takie rzekomo wykształcone, dobre, dostojne, a w rzeczywistości piorą brudy za kurtyną, w zaciszu czterech ścian i są w stanie sprzedać jeden drugiego dla podtrzymania swojego statusu, sytuacji materialnej, pozycji. wielu też wybiera drogę przestępstwa, jakiś machlojków, gdy grunt sypie się pod nogami lub gdy chcą się szybko wzbogacić jeszcze bardziej, wszystko z chciwości. Rodzina Belli wcale nie różni się od takich nowobogackich lub majętnych od pokoleń, choć czasy inne (nie mówię, że wszyscy tacy są, ale niestety większość).
OdpowiedzUsuńNo myślę, że masz rację. Tak samo relacje pomiędzy członkami rodziny Belli są dość słabe i chłodne.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNa nowy blog zajrzę jak tylko nadrobię tutejsze zaległości.
OdpowiedzUsuńŻal mi Belli. Jak jej ojciec mógł ją sprzedać? I co teraz będzie? Mimo wszystko nie wiem, czy byłoby mnie stać na to co zrobił Hugon.
Szkoda, że Gaston stracił pracę. Z czego oni będą teraz żyć?