Przy drzwiach pokoju ojca rozległy się kroki.
O tej porze nikt w uśpionej rezydencji nie mógł ich
usłyszeć. Nikt, prócz Gastona, który kręcił się na parterze z kieliszkiem
kiepskiego trunku w ręce. Syn kupca cieszył się chwilą tępego oszołomienia w
głowie, ale nie był jeszcze szczególnie mocno upojony. Dlatego kiedy usłyszał
kroki skradających się stóp, zdołał sobie uprzytomnić, co to może oznaczać.
Ojciec wymykał się ze swojego pokoju.
Odkąd Gaston i siostry znaleźli go klęczącego
przy łóżku Belli, śmiertelnie bladego i płaczącego niczym małe dziecko, nie
pozwalali mu bez ich opieki opuszczać sypialni.
Margot i Brigietta twierdziły, że podczas swojej tajemniczej podróży papa postradał zmysły, a oni muszą okazać mu wyrozumiałość. Jednakże Gaston nie
potrafił znaleźć w sobie miłosierdzia. Nie w sytuacji, której ojciec mógł mieć
coś wspólnego ze zniknięciem Belli.
Zaatakowany pytaniami, Hugo Maurice wyjaśniał
chaotycznie, że jego najmłodsza córka uciekła. Że był świadkiem, jak wymyka się
przez okno i rzuca mu w twarz, iż nie może dłużej żyć pod dachem nędzarza. Było
w tym coś z Belli — dziewczyna rzadko szczędziła innym słów prawdy i
nosiła w sobie buntowniczego ducha. Nie mogłaby być jednak aż tak samolubna, by
zostawić rodzinę w kryzysie i uciec w świat, za przygodą, o której
zawsze marzyła. Margot i Brigietta oczywiście przyjęły opowiedzianą im wersję
wydarzeń, potakując z wiarą głowami i przyciskając sobie dłonie do ust. Ale
Gaston nie był przekonany. Widział, co się stało z ojcem; jak z dumnego kupca
przeistoczył się w żałosnego starca. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że to
wszystko jest tylko kłamstwami oszalałego umysłu.
Dźwięk kroków niósł się po rezydencji coraz głośniej.
Ojciec schodził po schodach na parter.
Gaston zamarł, nawet nie zauważając, że z jego
kieliszka wylewa się strużka trunku i kapie na dywan. Mężczyzna nie miałby
większych oporów przed pochwyceniem ojca i zaprowadzeniem go siłą do jego
sypialni, ale z drugiej strony obudziło w nim się niemądre zaciekawienie. Dokąd
to starca niesie o tej porze? Dlatego Gaston skrył się w mroku i czekał, aż kupiec
zejdzie na dół, niepewnym krokiem przemierzy labirynt ciemnych korytarzy, bez żadnego podejrzenia minie swojego syna i podejdzie do drzwi
wyjściowych. Chociaż ciało okrywała mu koszula nocna, z której niemalże nie
wychodził, teraz zakładał na siebie futrzany płaszcz i buty, jakby naprawdę
miał zamiar udać się gdzieś do miasta.
Gaston wiedział, że powinien go powstrzymać. Starzec
mógł zrobić sobie krzywdę albo wpaść na kogoś znaczącego i
oznajmić całemu towarzystwu z Portu Nadziei, jak nisko upadła jego rodzina. A
jednak syn pozwolił ojcu wyjść.
Następnie sam za nim podążył.
Miasto spowił już grudniowy duch. Z dachów zwisały
śliskie sople, w wysokich latarniach tliły się jedynie słabe płomyczki, a
przechodnie opatulali się szczelniej płaszczami. Gaston trzymał się w
niewielkim oddaleniu od ojca, nie chcąc zgubić jego wątłej sylwetki w ciemności. Minęli rzędy domów kupców i nauczycieli, później
piekarnię sympatycznej pani Betty, ośnieżony rynek i sklepy wypełnione strojami
dla majętnych dam. Uliczki stawały się coraz węższe i ciemniejsze. Starzec cały
czas brnął przez mróz, jakby wiedziony głosem ducha. Gaston zaczynał żałować,
że zgodził się na tę nocną wycieczkę, ale kiedy zatrzymali się przed znajomą
gospodą, całe niezadowolenie zmieniło się w zdumienie.
Poszedł się napić?
— nie
mógł uwierzyć mężczyzna, widząc, jak ojciec przekracza drzwi piwiarni, w której
syn bywał już kilkakrotnie. Tam przy kuflach alkoholu śmiał się wraz z
współbiesiadnikami, a raz nawet wygrał w karty. Ale to było przedtem. Gaston nie sądził, że jego rodziciel
może podzielać te zainteresowania, zwłaszcza w takim stanie ducha.
Nie chcąc marznąc na dworze, Gaston również wszedł do
środka. Znalazł się w obszernym pomieszczeniu wypełnionym oranżowym blaskiem.
W powietrzu unosił się gęsty odór alkoholu, tytoniu i potu — zabawy. Mężczyzna
miał ochotę dołączyć do pijących przy najbliższym stoliku moczymord i aż do
świtu zapomnieć o całym świecie. Bella by
tego nie pochwaliła. Jego siostrzyczka zazwyczaj nie zamęczała go
matczynymi wywodami, ale nie wahała się jawnie okazywać swojego niezadowolenia
z lekkoduchostwa brata. Nie chciałaby, by kolejną noc trwonił bezsensownie na
picie w gospodzie.
Gaston zdecydowanym krokiem ruszył za swoim ojcem, ale
wtem drogę zastąpiła mu jasnowłosa dziewczyna. Jej oczy lśniły w blasku świec, gorsecik był kusząco rozpięty.
— Mogę ci potowarzyszyć, panie? — zapytała miękkim
głosem, uśmiechając się ponętnie. Ładna — pomyślał
mężczyzna, ale preferował brunetki, a poza tym teraz głowę zaprzątały mu inne
kwestie niż zabawa i cycki.
— Innym razem — rzucił z krzywym uśmieszkiem, po czym
przecisnął się pomiędzy zatłoczonymi stolikami i wreszcie odszukał wzrokiem
ojca. Czaił się gdzieś przy schodach prowadzących na górę gospody. Kiedy po
chwili oczekiwania zeszła do niego sędziwa kobieta w cekinowych szalach i kilku
warstwach spódnic, natychmiast ruszył w jej stronę. Starucha była szczupła, a opadające na jej kościste ramiona włosy przypominały długie, poszarzałe
nici.
Stara Trit? Gaston
słyszał o tej kobiecie co nieco. Zabobonni ludzie obrzucali ją mianem wiedźmy,
rozsądni zaś podejrzewali, że wyłapywała naiwnych mężczyzn, czarowała ich
swoimi zagadkami i oferowała pomoc za sprawą szczypty magii. Starucha dostawała
żądane pieniądze, a nieszczęśnicy wracali do domów, nie zdając sobie sprawy, że
właśnie rzucili swoje monety w dym. Tym właśnie była Trit — dymem snującym się
po gospodzie.
Kobieta powitała swojego gościa z uśmiechem, ale ten
prędko chwycił ją za ramiona i począł coś szeptać gorączkowo. Mogliby wyglądać jak para kochanków. Gaston
przymrużył oczy, jednakże w półmroku ledwo dostrzegł zdumienie pojawiające się
na pomarszczonej twarzy Trit. Muszę
podejść bliżej. Starając się pozostać skrytym wśród cieni, mężczyzna zrobił
kilka kroków w przód i nasłuchiwał przebijających się przez gwar słów.
— Oszukałaś mnie! — zawołał ojciec z całą siłą swojego
rozgoryczenia. — Sprowadziłaś na mnie zgubę! A teraz… teraz mówisz, że to nie
twój interes?!
Kobieta nie wydawała się poruszona.
— Ja tylko dzielę się swoją wiedzą, wasze losy i troski
mnie nie interesują.
— Przeklęta! Bądź przeklęta! — wycharczał Hugo Maurice,
po czym obrócił się i zaczął uciekać do wyjścia, omal nie przewracając przy tym
niosącej dzbany wina dziewki. W swym oburzeniu nie zwrócił uwagi na stojącego
nieopodal syna. Trit natomiast przymrużyła oczy i szepnęła jakby do siebie:
— Wszyscy jesteśmy.
I poczęła się obracać, by wrócić na górę, zadowolona,
że dokończyła rozrachunki z jedną ze swoich „ofiar”. Gaston nie mógł pozwolić
jej uciec.
— Poczekaj, poczciwa pani. Chciałbym skorzystać z
twoich… usług.
Wiedźma przeniosła na niego zaskoczony wzrok, ale na jej twarzy prędko zaczęło rosnąć zaciekawienie.
— A zatem chodź ze mną, śmiały panie — poleciła,
zachęcając go gestem pomarszczonej ręki. Mężczyzna dostosował się do jej słów,
czujny i zagniewany, gotowy posunąć się do rękoczynów, jeśli starucha
próbowałaby go oszukać.
Na piętrze weszli przez jedne z drzwi, znajdując się w
niewielkiej izdebce. Mieściło się w niej ubogie łóżko, zamknięty na cztery
spusty kufer, okrągły stolik i dwa krzesła. Trit wskazała głową, by jej gość
usiadł na jednym z nich.
— Co mogę dla ciebie zrobić? — Wyszczerzyła swoje wypadające
zęby.
Gaston roześmiał się z pogardą.
— Co prawda piłem, ale nie aż tyle, by dać się wciągnąć
w twoje „magiczne” sztuczki. Potrzebuję tylko jednej informacji. Ten starzec,
który przed chwilą cię niepokoił, był moim ojcem. Jeśli wrażenie mnie nie myli,
zamąciłaś mu zmysły i posłałaś go dokądś z fałszywą nadzieją. Chcę wiedzieć
dokąd.
Trit uniosła rękę i dotknęła szponiastymi palcami jego
policzka.
— Tak zapalczywie mówisz, masz oczy lorda…
— Dokąd wysłałaś mojego ojca?! — Gaston szarpnął głową, oburzony jej dotykiem. — Mów, wiedźmo, mów, zanim
stracę cierpliwość!
— Skoro tak gorąco prosisz, grzechem byłoby ci odmówić.
Ale wymagam zapłaty. Wydajesz się bardzo zdeterminowany, a zatem większa suma
pieniędzy nie będzie dla ciebie różnicą…
— Kto tak powiedział? Mam przy sobie zaledwie kilka
monet i nie zamierzam przeznaczyć dla ciebie ani jednej więcej!
Uśmiechnęła się.
— Oczywiście. Ale wówczas wyjdziesz stąd z niczym.
Gaston zacisnął pięści, aby powstrzymać odruch gniewu.
Pojął, że źle zrobił, ujawniając swoje emocje. Starucha zwietrzyła interes i
nie zamierzała pomniejszyć stawki. Nawet jeśli próbowałby coś wyzyskać od niej
siłą, nie miał żadnej gwarancji, że zostanie pokierowany właściwie. Ta wiedźma
wyglądała na siewcę kłamstw i podstępnych półprawd.
Głowa pulsowała mu od nadmiaru wypitego trunku.
— Ile chcesz? — wycedził, czerwieniąc się ze złości.
— Na początek… dwie pełne sakiewki złota. Przyjdź do mnie za
tydzień o tej samej porze. Wówczas dokonamy wymiany, jak uczciwi ludzie.
— Nie jestem uczciwy, a ty tym bardziej. — Po tych
słowach splunął i opuścił gospodę.
*
Gaston wrócił do domu zmarznięty i wściekły jak nigdy
dotąd, a jeśli ogarniały go tak negatywne emocje, nie potrafił się kontrolować
— nawet nie chciał. Bez ostrzeżenia przekroczył próg sypialni ojca, a potem
wytargał go z łóżka, na którym ten wcześniej się kulił. Ciało kupca zdawało się
teraz słabiutkie jak u dziecka; odleciało na podłogę niczym gałązka.
— Gdzie jest Bella?! — wykrzyczał syn, ponieważ miał
już dość unikania prawdy. Dość tej zasłony milczenia. Gdyby ojciec zachowywał się jak prawdziwy, godny szacunku
mężczyzna, wyznałby wszystko, a Gaston nie musiałby płacić jakiejś przebrzydłej
wiedźmie za informacje.
— Uciekła, ona uciekła! Widziałem, widziałem, zniknęła…
— wyrzucał z siebie Hugo Maurice, z wielkimi od strachu oczami. Gaston skrzywił się.
— Czyżby?! Brzydzę się tobą, ojcze. Powinienem cię
wysłać do domu wariatów, bo tylko tam się teraz nadajesz!
— Przestań, Gastonie, straszysz go! — W pokoju zjawiła
się Margot, wyrwana z łóżka przez podniesione głosy. Trzymana w ręku świeca rzucała cienie na jej pobladłą twarz.
— Cuchniesz piwem — dodała stojąca za plecami siostry
Brigietta. W jej oczach zabłysły łzy strachu.
Gaston nigdy nie przepadał za tą częścią rodzeństwa, a
teraz nie miał już siły, by okazywać im cierpliwość.
— Zamknijcie się! — ryknął. — Choć raz stulcie te
wymalowane gęby, ponieważ jesteście zbyt głupie, by zrozumieć powagę sytuacji!
Bella nie uciekła, nie z własnej woli. Ten głupiec ją gdzieś wysłał, a ja
dowiem się dokąd!
— Ale papa… — zaczęła jeszcze trwożnie Margot.
— Nie chcę tego słyszeć! Od teraz to ja jestem głową
rodziny i ja będę wam mówił, co macie robić! Dość już waszej bezczynności i
dramatyzowania, od jutra bierzecie się do pracy. Będziecie
gotowały i sprzątały, i ani myślcie wydawać pieniędzy na naszego oszalałego
ojca. Koniec tego, teraz ja tu rządzę!
Margot i Brigietta zamarły. Lęk jakby zaszył im usta. Gaston uznał to za zmianę na lepsze.
Sądzili, że zadowoli się niewyjaśnionym milczeniem? Jak
mógłby zapomnieć o swojej siostrzyczce, tej słodkiej i zabawnej, która zawsze
miała na ustach tajemniczy uśmieszek, jakby wiedziała coś, co jest niewidoczne
dla innych; która jako jedyna w tym domu potrafiłaby mu pomóc? Nieważne, w jaką
intrygę została wplątana — Gaston zamierzał sprowadzić ją do domu, a potem
posklejać rodzinę z kawałków i przywrócić do niej uśmiech fortuny.
Nawet jeśli kosztowałoby go to duszę.
*
Bella spała dziś wyjątkowo spokojnie. Czy to świadomość,
że udało jej się wyrwać kolejną garść życia ze szponów Bestii, czy to fakt, że
przez moment pojawiła się pomiędzy nimi więź porozumienia, sprawiły, że wróciła
do swojej komnaty wręcz zadowolona.
Tej nocy była wolna od snów.
Rankiem zbudziła ją cicha melodia ptaków. Dziewczyna
odrzuciła od siebie kołdrę i z podekscytowaniem dopadła do okna. Szkło
pokrywały błękitne malowidła szronu. To głupie, ale wydawało jej się, że minęły wieki, odkąd
ostatni raz słyszała ptasi trel! Bella wypatrywała opierzonych stworzeń, siedzących gdzieś na ośnieżonym
dachu, jednakże nic nie znalazła. Zamek był dziś równie
cichy i ponury jak wcześniej. Zawiedziona odwróciła się od okna i
wtem to zauważyła.
Na stoliku połyskiwał piękny naszyjnik z szafirem.
Bella uniosła go ostrożnie. Wydawał się ciężki i
drogocenny. Nie było przy nim żadnego listu, ale dziewczyna wiedziała, że tylko
jedna osoba mogła go dostarczyć.
Nie mogła powstrzymać zdumienia. Bestia po raz
pierwszy obdarował ją biżuterią. Powinna czuć zażenowanie równe temu, gdy
odkryła, że całą jej szafę wypełniają piękne suknie dla więźniarki. Jednakże dziś
odniosła wrażenie, że pan zamku nie miał w tym żadnego podstępnego celu. Może
chciał jej tym gestem coś powiedzieć? Może to były przeprosiny? Zapowiedź czegoś
nowego?
Pamiętaj słowa
matki — upomniała się. Musisz
być ostrożna.
Mimo wszystko Bella założyła naszyjnik. Jego dotyk był
chłodny, ale kojący. Jakby ozdoba została stworzona z dobrych czarów. Później
dziewczyna podeszła do szafy, by wyciągnąć z niej ciemnoniebieską suknię z białą
kokardą w pasie — niczym obłoczek spinający niebo.
Bella spojrzała w owalne lustro na ścianie. Zastanawiała
się, czy widzi w nim ładnie opakowany prezent mający zadowolić pana zamku, czy
też prawdziwą damę, która zeszłej nocy zdołała poruszyć serce Bestii. Szklana
tafla przedstawiała obraz, który podobał się dziewczynie. Nie ze
względu na zdobiący ją strój, tylko jarzące się w jej oczach światło.
Bella miała wrażenie, że wreszcie może rozkwitnąć. Była
różą, która gniła pod kloszem ojcowskiego domu, a która dopiero teraz mogła
rozwinąć płatki. Mało która panna chciałaby być wyciągnięta z własnego łóżka i
poddana kaprysom potwora, ale także mało która zdołałaby wyjść z tego obronną
ręką, a w pewnym momencie nawet poruszyć kamienne serce Bestii.
Może to coś więcej
niż zrządzenie losu?
To absurdalne, ale Bestia jako jedyny wydobył z Belli
piękno, które wcześniej musiała ukrywać.
*
Zwyczajowo spotkali się z Bestią w jadalni przy zastawionym
do śniadania stole. Tym razem jednak pan zamku nie zajął się od razu
konsumowaniem, tylko wstał i odsunął towarzyszce krzesło. Był to ruch tak
zaskakujący i niepasujący do dzikiego stwora w wystrzępionym płaszczu, że Bella
w pierwszej chwili chciała się roześmiać histerycznie.
Później jednak jej usta ułożyły się w lekki uśmiech.
— Och, dziękuję. — Powoli zajęła swoje miejsce za
stołem. Bestia wciąż stał tuż obok, wpatrzony w szafir błyszczący na jej białej szyi. Dziewczyna
czuła na włosach jego oddech.
— Podoba ci się?
Bezwiednie musnęła gładki kamień.
— Jest zdumiewający. Trudno, aby mi się nie podobał… —
odparła, czując się lekko zakłopotana. Chciała wiedzieć, co kryje się za
przenikliwym spojrzeniem Bestii. — Z jakiej to okazji, panie?
Musiała poczekać, aż stwór zasiądzie na drugim końcu
stołu. Wydawał się zadowolony z siebie.
— Pomyślałem sobie, że kobiety lubią dostawać takie
podarki.
Z jakiegoś powodu Bella poczuła się urażona. Sądziła,
że Bestia wyżej ją ceni, że wie, iż jej nie można kupić świecidełkami. Oczy
dziewczyny przybrały chłodny wyraz.
— Ale znacznie bardziej lubią być wolne.
Zmarszczył gniewnie brwi.
— Dość. Nie chcę o tym mówić.
— Jak sobie życzysz.
Zabrały się za jedzenie leżące w zdobnych półmiskach.
Bella pomyślała sobie, że Bestia jest przyzwyczajony do
wydawania rozkazów. Gdy tylko poruszała niewygodny temat, złościł się i zamykał
w sobie, sądząc, że wszystko mu się należy. Poczuła, że jej pogodny nastrój pryska.
Nad stołem unosiła się niewygodna cisza. Dziewczyna
zauważyła jednak, że gospodarz zerka na nią co jakiś czas, marszczy zarośnięte
brwi, ale nie odzywa się ani słowem. Czy to była skrucha? Bella zaczęła się
bać, że wczoraj się przeliczyła, postąpiła zbyt naiwnie. Ujrzała za dużo
człowieka w potworze, a tymczasem nic nie mogło go zmienić.
A jednak kiedy ich talerze były już niemalże puste, pan
twierdzy przemówił:
— Bello… czy nie nudzi ci się tutaj?
Dziewczyna spojrzała na niego zdumiona, a potem
uśmiechnęła się przewrotnie.
— Goszczę w zaczarowanym zamku — jak mogłabym się
nudzić?
— Ale czujesz się samotna. — Gospodarz przejechał
grubym palcem po ścianie pucharu, jakby w namyśleniu. — Tęsknisz za domem, za
wolnością. Czegoś ci brak.
Nagle uśmiech na ustach Belli zbladł.
— Oczekujesz, że zaprzeczę?
Stwór uniósł na nią wzrok wypełniających się
zniecierpliwieniem oczu.
— Oczekuję, że powiesz mi, co mogę zrobić!
— Co możesz zrobić? — powtórzyła powoli, nie do końca
rozumiejąc. Po raz pierwszy po twarzy Bestii przemknęło coś na kształt zawstydzenia,
jakby stwór powiedział o jedno słowo za dużo.
— Daruję ci stroje i naszyjniki, ale nie wydajesz się
przez to szczęśliwa — podjął łagodniej, już panując nad sobą. — Nie zamierzam
przerywać naszej gry i cię stąd wypuszczać, a jednak… nie chcę, byś czuła się
tutaj jak więzień.
A to ciekawe. Jeszcze
kilka dni temu Bella mogłaby go wyśmiać za hipokryzję i odesłać w diabły, ale
teraz pojęła, że on mówi szczerze. Zalało ją zaskoczenie i… ulga. Czy to
możliwe, że Bestia starał się pokazać przed nią swoje lepsze oblicze? Że stała
się dla niego kimś więcej niż pionkiem? Że jej słowa dały mu do myślenia?
Zrozumiała, że to, co otworzyli wczoraj przed płonącym
kominkiem, teraz już się nie zamknie.
— To miło z twojej strony, panie — odparła po dłużej
chwili. Potem nie była w stanie powstrzymać uśmieszku rozmarzenia. — Cóż… jest
jedna rzecz, którą możesz kupić moje serce.
*
W tym rozdziale wracamy do nieco zapomnianego miasteczka Belli, żeby przekonać się, jak wiedzie się jej rodzinie. To nie ostatni fragment oczami Gastona.
Przede mną sesja, więc trzymajcie za mnie kciuki!
To było do przewidzenia, że prawda wyjdzie na jaw. Tak się musiało stać. Gaston jest inteligentny, by dać się oszukać Od razu wyczuł coś nienaturalnego w zachowaniu ojca. Cóż, Hugo pokazał ile warta jest dla niego córka. Skoro obarczył ją winą za rzekomą ucieczkę. Wybrał dużo łatwiejsze rozwiązanie. Nie mógł przecież wyznać prawdy, bo to oznaczałoby koniec zasad, w które wierzył. Cyganka posunęła się do szantażu, oj nieładnie. Zdesperowany człowiek popełni, nawet zbrodnię, by pomóc bliskiej osobie. Można jedynie czekać na dalszy rozwój akcji, Marzycielko. Trzymam za Ciebie kciuki.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i przepraszam za późny odzew :)
UsuńDobrze podsumowałaś ten rozdział.
Pozdrawiam!
Powodzenia!
OdpowiedzUsuńTak utalentowana osoba na pewno sobie poradzi =3
Rozdział cudowny. Tak bardzo się cieszę, że ukazałaś Gastona. Jedyny wierny i lojalny w tej całej 'rodzince' ...
Nie mogę usiedzieć spokojnie ;-;
Niech oszaleje nasz Hugo. Za wszystko, co zrobił biednej Belli. Chociaż relacja jej z Bestią jest taka... Aww, coraz lepiej <3
Piszesz cudownie, naprawdę.
Dziękuję ogromnie!
UsuńNa razie nie chcę za dużo zdradzić co do Gastona, ale dobrze, że tak go odbierasz. Jako jedyny pomyślał o Belli.
Pozdrawiam :D
No kochana wspaniały rozdział.
OdpowiedzUsuńpowaliłaś mnie na kolana jak zawsze. Gaston to dobry brat. Dobry człowiek moim zdaniem. Jestem ciekawa czy odnajdzie Bellę? W końcu jest dość mocno zdeterminowany. Hugo mi nie szkoda. Okłamuje swoją rodzinę. uważa, że wszystko jest w porządku. Na szczęście siostry Belli poznają smak pracy. I bardzo dobrze. Jeżeli ktokolwiek może odbudować tę rodzinę to tylko Gaston. Oczywiście czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam.
Dziękuję <3
UsuńJak widać rodzina Belli zaczęła się rozpadać i potrzeba silniej ręki, aby to naprawić. Wszystko jednak ma swoją cenę.
Pozdrawiam ^^
O to to, właśnie to mnie ciekawiło - co się stało w domu po zniknięciu Belli i jak ojciec to wyjaśnił. I podoba mi się to, co zrobił Gaston. Powodzenia na sesjach :3 Chociaż może się spóźniłam, ale niestety wcześniej nie mogłam przeczytać, bo byłam na wyjeździe.
OdpowiedzUsuńNie szkodzi, ja też odpowiadam z opóźnieniem.
UsuńDziękuję :D Do Gastona jeszcze wrócimy w kolejnych rozdziałach.
Pozdrawiam!
Bardzo fajny rozdział i całe opowiadanie. Podoba mi się inspiracja "Piękną i Bestią". Powodzenia na sesji!
OdpowiedzUsuńMójblog
Dziękuję ^^
UsuńTo był piękny rozdział. Naprawdę dobrze się go czytało. Masz naprawdę wielki dar do pisania opowiadań. Zawsze są spójne, dobrze napisane i nie nudzą po pierwszym zdaniu.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału poprowadzenie go z perspektywy brata Belli było dobrym pomysłem. Widać, że tylko jemu zależy na dziewczynie, a reszta rodziny zachowuje się tak jakby to ojciec był najbardziej poszkodowany w tym wszystkim. Chcę przeczytać jeszcze, co takiego Gaston zrobi, aby odzyskać siostrę.
Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam.
Jej, dziękuję Ci bardzo za te słowa ^^
UsuńSpokojnie, niebawem się dowiecie, co planuje Gaston, ale jestem ciekawa Waszej reakcji.
Pozdrawiam ^^
Wow, nawet nie chcę sprawdzać, ile czasu mnie już tutaj nie było... Ale zdaje się, że chyba prawie dwa miesiące... Jedyne, co mogę napisać, to to, że bardzo przepraszam i postaram się teraz być już tutaj systematycznie ;)
OdpowiedzUsuńPrzechodząc do rozdziału: oczywiście jak zwykle jest fantastyczny ;D. Zachowanie Hugo jak najbardziej uzasadnione, w końcu nie mógłby tak po prosu wyjaśnić, że przehandlował własną córkę za swoją wolność :/. Aczkolwiek cieszę się, że Gaston jest zdeterminowany by dowiedzieć się, co się stało się z jego siostrą. Zdaje się, że może z tego wyniknąć coś całkiem zaskakującego, a jednocześnie niezwykle ciekawego :D.
Bestia i Bella... Czasami ich relacja mnie ogromnie zadziwia, ale zaraz potem czytam wszystkie fragmenty z ich udziałem z niesamowitym...rozczuleniem? To chyba dobre słowo. Oczywiście, jestem zachwycona, przecież nie mogłoby być inaczej, heh ;D!
Pozdrawiam serdecznie,
Charlotte