czwartek, 29 września 2016

[II] Fortepian i świece

Bella była witana jako ostatnia, z racji najmłodszego wieku. Znosiła ten fakt z wszelką godnością, stojąc prosto i uśmiechając się życzliwie. Nie chciała dawać towarzystwu powodów do nazwania jej zachowania niewłaściwym. Nie dziś, kiedy od tego wieczoru zależało szczęście jej siostry.
Wpierw witali ją bracia Leroy’owie — choć jednego od drugiego dzieliło pięć lat różnicy, odziani w czarne fraki i białe, eleganckie kamizelki wyglądali podobnie niczym dwie krople wody. Ich orzechowe włosy były starannie przygładzone, a bokobrody dumnie zaakcentowane. Obydwoje ucałowali Bellę w dłoń, choć dziewczyna wiedziała, że starszy pan Leroy myślami jest przy Margot. Nie zdziwiło ją więc, że prędko się odwrócił, by zająć miejsce obok niej na kanapie. Młodszy brat również został jedynie na krótką, niezobowiązującą pogawędkę na temat pięknego wystroju salonu. Później skinął Belli głową i odszedł. Chwilę później widziano go obok rozgrzewającej palce na fortepianie Brigietty. Ta aż cała jaśniała.
Najmłodsza siostra spodziewała się takiego zachowania, choć oczywiście nie przeszło ono bez żalu. W oczach szanowanych wielmoży pewnie była jeszcze dzieckiem, cieniem urodziwszych sióstr, dziwaczną dziewczyną, która ponad towarzystwo przekłada wymyślone historie. Nie powinnam się przejmować. Taka jestem, taką drogę pokazała mi matka.
Bella spokojnie podała rękę kolejnym gościom — poważanemu przez całe miasto doktorowi Rivau i jego pięknej, zgrabniutkiej żonie. Była to para zadzierająca nosy, jednakże wszyscy zabiegali o jej atencję. Mężczyzna uśmiechnął się dobrodusznie do Belli, a kobieta uniosła wymownie brew, widząc jej prostą kreację.
Jako ostatni przybyli państwo Foix — pulchna dama, jej małomówny mąż i dwie córki o włosach przewiązanych wstążkami. 
— Bello, moje słodkie dziewczę, jak miło cię widzieć — zagruchała pani Foix, odziana w bufiastą, soczysto-różową suknię. Kobieta zawsze kojarzyła się Belli z jedzeniem i tym razem również jej nie zawiodła. Dziś przywodziła na myśl okrągłe ciastko przewiązane malinową wstążką.
Bella odwzajemniła uśmiech, ponieważ tego wymagała grzeczność. 
— Cieszę się, że pani przyszła. Przyjęcie bez pani wydaje się puste.
Nie były to tylko czcze słówka. Pulchna kobieta uwielbiała ciągnąć za języki i rozsiewać plotki, nic więc dziwnego, że spotkania z jej udziałem nigdy nie były nudne. Ani godne pochwały.  
Pani Foix rozpromieniła swoje przypudrowane oblicze.  
— Jak miło to słyszeć, jak miło! — Kobieta bez uprzedzenia chwyciła ręce córki kupca i ścisnęła je w swoich szynkowatych dłoniach. — A powiedz mi, Bello, dlaczegoż to twoja siostra jest dziś tak wystrojona?
Dziewczyna uśmiechnęła się swoim półuśmieszkiem. Nie należała do osób, które plotą, co im ślina na język przyniesie i które nie potrafią rozpoznać zastawionej pułapki.
— Czy pani jej nie zna? Ona zawsze chce wyglądać jak księżniczka.
Pani Foix zmarszczyła brwi, wyraźnie niezadowolona, że ktoś odmawia podzielenia się z nią pikantnymi informacjami. Była jednak zmuszona schować język za zębami. Rozległy się dźwięki muzyki. Brigietta właśnie skończyła rozmawiać z młodszym Leroyem i zaczęła wygrywać mały koncert dla gości zebranych w salonie. Wszyscy zamarli na swoich miejscach, z podziwem lub ciekawością wpatrując się w drobną, siedzącą przy fortepianie dziewczynę o krótkich, czarnych włosach i zadartym nosku. Jej delikatne palce poruszały się po klawiszach niby w transie, oczy były półprzymknięte. Żółtawy blask świec, spowijający grającą postać, nadawał wszystkiemu magicznej aury.
Bella była już przyzwyczajona do zachwycających występów siostry, ale nawet ona dała się porwać czarowi muzyki. Chciałabym też kiedyś tworzyć coś tak pięknego, zatrzymać innym dech w piersiach, na moment stanąć w centrum świata… To były jednak głupie, naiwne marzenia. Bella nigdy nie mogła sprawić, by ludzie spoglądali na nią w ten sposób, w jaki teraz patrzyli na Brigiettę. Nigdy nie nauczyła się grać na fortepianie; nie miała żadnego talentu muzycznego. Tańczyć też potrafiła jedynie przeciętnie — a nic innego u młodej damy się nie liczyło. Nie urodziła się w odpowiednich czasach, nie miała szansy, aby rozbłysnąć swoim intelektem i wyobraźnią. Nie w tym domu, nie w tym mieście, nie w tym życiu.
Czysta, frywolna melodia fortepianu przygasła, a goście znów wrócili do rozmów i opróżniania talerzy oraz kieliszków. Bella snuła się pomiędzy gestykulującymi postaciami i bogatymi meblami, zastanawiając się, dlaczego życie musi być tak niesprawiedliwe i monotonne. Dlaczego to wszystko nie wygląda tak, jak w uwielbianych przez nią książkach? Albo dlaczego ja jestem taką nadgorliwą marzycielką? — dopowiedziała w myślach, pociągając łyk wina z iskrzącego się w świetle kieliszka.
Co pewien czas zerkała na swoją siostrę i pana Leroya, którzy praktycznie nie odrywali od siebie wzroku. Margot obdarzała mężczyznę najpiękniejszym ze swoich uśmiechów, a on co chwila z dumą poprawiał grzejący jego ramiona frak i komplementował wygląd rozmówczyni. Wydawali się być zgraną parą albo przynajmniej spełniającą wyobrażenia o szczęśliwym małżeństwie.
Bella widziała również swojego ojca, który pod pozornym uśmiechem skrywał swoje zdenerwowanie. Wskazówki starego, oprawionego w dębową otoczkę zegara zataczały coraz dalsze koła, goście robili się zmęczeni, a jeszcze nikt nie pisnął o zaręczynach. W końcu pan domu odciągnął na bok Brigiettę, plotkującą w najlepsze z panią Foix i jej córkami, i pokierował ją z powrotem do fortepianu.
Tym razem spod palców dziewczyny wypłynęły ciche, łagodne nuty, które miały być jak wróżki szepczące do ucha pana Leroya. „Powiedz jej to, powiedz na głos, wyznaj swoje uczucie…”. I choć nie wiadomo, czy to zasługa romantycznego nastroju, czy wpatrzonych w mężczyznę wyczekujących oczu Margot, szanowany wielmoża w końcu powstał. Ujął swą towarzyszkę za ręce. W delikatnym świetle świec wyglądali niczym para zakochanych w sobie duchów.
— Droga Margot… Jesteś dla mnie wyjątkową kobietą i nie mogę dłużej zwlekać z tym pytaniem — zaczął pan Leroy z idealnie wyważoną nutą uroczystości i czułości. — Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Poruszona Brigietta na moment przestała grać, ale stojąca na środku para wydawała się tego nie zauważać. Leroy uklęknął, a Margot trzepotała gęstymi rzęsami z niewysłowioną radością, piękna i głupiutka.
— Tak, zgadzam się! — wykrzyknęła w końcu i odnalazła miejsce w wyciągniętych ramionach mężczyzny. — Bycie panią Leroy to szczyt moich marzeń.
— Moja córeczko! — Na scenę wkroczył Hugo Maurice, o twarzy poważnej i przejętej. Bella zauważyła jednak, że ledwo patrzy on na swoją latorośl. Więcej uwagi poświęcał panu Leroyowi, jego żyle złota. — Drogi panie Leroy, jesteś mężczyzną, z którym chciałbym widzieć moje najdroższe dziecko.  
Szanowany wielmoża uśmiechnął się ponad jasną głową swej narzeczonej. Uśmiech ten jednak należał bardziej do osoby robiącej dobry interes, niż do uszczęśliwionego pana młodego.    
— A zatem mam pańskie błogosławieństwo?
— Naturalnie.
— Dziękuję, papo!  — zdołała jeszcze wyjąkać Margot, nim jej policzki pobladły pod warstwą różu, a ona sama z wrażenia osunęła się na nogach, przypominając jasny płatek opadający na ziemię. Leroy przytrzymał ją troskliwie. — To nic, po prostu jestem taka szczęśliwa…
— Powinnaś odpocząć, najdroższa.
— Nie chcę cię zostawiać!
— Za kilka tygodni staniemy się małżeństwem aż do grobowej deski. Przy tym ogromie czasu kilka chwil nic nie znaczy — przekonywał dalej mężczyzna, a każdy z zebranych musiał przyznać, że zatroskanie i czułość w jego głosie były ujmujące.
Margot w końcu uśmiechnęła się półprzytomnie, wciąż we władaniu emocji. Wspierając się na ramieniu narzeczonego, przeszła z salonu do holu, a stamtąd na schody, które miały zaprowadzić ją do jej pokoju. Bella śledziła chwiejne kroki siostry z umiarkowanym niepokojem — kobiety pokroju Margot wszystkie uczucia wylewały na zewnątrz siebie, nic więc dziwnego, że nieraz były bliskie omdlenia.
Kiedy pan Leroy i jego świeżo upieczona narzeczona zniknęli z pola widzenia, w pomieszczeniu podniósł się gwar. Pani Foix z podniecenia wytrzeszczyła oczy i z przejęciem zaczęła komentować zaistniałą sytuację. Brigietta dzieliła się swoimi wrażeniami z młodszym panem Leroyem, może skrycie licząc, że młodzieniec wpadnie na ten sam pomysł co jego brat. Ojciec zaś, korzystając z zamieszania, rozkazywał służbie przynieść wszystkim po nowym kieliszku wina.
Bella razem z resztą wzniosła toast za szczęście nowej pary. Zderzyła swój kieliszek z panem Foix oraz Gastonem. Zamaszysty ruch brata sprawił, że szkło zadrgało niespokojnie, jakby zaraz miało się roztłuc.
— Ostrożnie! — przestrzegła mężczyznę, unosząc żartobliwie jedną z  brwi. — Chyba nie życzyłbyś siostrze strzaskanego kieliszka i groźby nieszczęścia?
Gaston zachichotał pod nosem, a mętny wzrok jego oczu podpowiadał, że miał już za sobą sporo tańców z winem.
— Nie ma się co śmiać, niektórzy wierzą w takie zabobony — dodała Bella, zatapiając usta w czerwonym trunku. Jej brat cały czas miał wymalowany na twarzy kpiący uśmieszek.
— Szczęśliwie się składa, że zebrane tutaj towarzystwo wierzy głównie w pieniądze.
Goście kończyli opróżniać swoje kieliszki, a uroczysty nastrój zaczął opadać.
— To prawda, braciszku.
Gaston nie miał łatwego charakteru, ale Bella doceniała w nim tę iskierkę bystrości. Bardzo się od siebie różnili, a jednocześnie nieraz potrafili nawiązać nić porozumienia. Czasami dziewczyna miała wrażenie, że tylko z nim może szczerze porozmawiać.  
— Wyobrażasz sobie, że ten toast jest na twoją cześć? — zapytał nagle głosem, który dobiegał jakby zza zasłony. — Że kiedyś nadejdzie taki dzień, w którym ojciec odda twoją rękę jakiemuś mężczyźnie, a ty będziesz musiała się zgodzić, bo miłość z twoich książek nie istnieje? Bo kiedyś czeka cię przebudzenie…?  
Dziewczyna zmarszczyła gniewnie brwi, mając nadzieję, że przez mężczyznę przemawia jedynie wino.
— Ja nie śnię. Wiem, że…
— Jesteś moją śpiącą siostrzyczką. — Gaston dotknął jej policzka, a jego niebieskie, zamglone alkoholem oczy wyrażały coś nieopisanego. — Kto będzie miał cierpliwość, by cię obudzić?
Bella odrzuciła jego rękę.
— A zatem takie masz o mnie zdanie? Że jestem głupia i naiwna, że nikt mnie nie zechce?! — W jej oczach zamigotał ból. Ból, który usilnie w sobie tłumiła, a który brat brutalnie poruszył. — Może sam powinieneś wytrzeźwieć, bo żadna dama w Porcie Nadziei nie ma ochoty na poślubienie nadgorliwego pijaczyny!
Dziewczyna odwróciła się i przemaszerowała na drugi koniec salonu. Pod błękitnym materiałem sukni jej pierś podniosła się i opadała w gniewie. Bella nie rozumiała, o co chodziło Gastonowi — dlaczego chciał ją zranić? Starała się uspokoić i pomyśleć o sile kobiet żyjących na kartach jej książek. One znały swoją wartość i z pewnością nie płakałyby, bo jakiś głupiec rzucił im prosto w twarz zakłamane słowa. Gaston nie ma racji. Pojmuję więcej, niż mu się zdaje. 
Przez chwilę wpatrywała się w duże okno przed sobą. Za nim rozciągało się pogrążone w ciemności miasto. Pomarańczowe ogniki w lampach ulicznych, przypadkowi przechodnie, lśniący bruk. Port Nadziei bywał piękny, ale również podstępny i zepsuty. 
— Jak się czuje panna Margot? — Do uszu dziewczyny dobiegło pytanie zadane przez doktora Rivau.
— Położyłem ją do łóżka i żywię nadzieję, że nic jej nie będzie — odparł głos silny i uroczysty, głos należący do Leroya. — Jak sama powiedziała, to tylko przytłoczenie szczęściem… Cieszy mnie jej emocjonalny stosunek do naszego małżeństwa.
— Racja, to bardzo ważne! Dama nie powinna być dla mężczyzny zimna jak lód i sucha w… — Doktor odkaszlnął demonstracyjnie, a jego rozmówca prychnął rozbawiony. — Wie pan, o czym mowa.
— Naturalne. Panna Maurice to skarb…
Dało się słyszeć nerwowe wiercenie na kanapie.
— A jeśli już o skarbie i złocie mowa, co zrobimy z przytułkiem na Szarej Alei? — spytał doktor. — Oczywiście jeżeli możemy w takiej chwili poruszać tematy finansowe.
— Proszę bardzo, nie wypiłem dziś zbyt wiele i jestem gotów do dyskusji. Słyszałem, co tam się dzieje. Przeludnienie to niewesoła sprawa.
W ciemnej szybie okiennej Bella widziała niewyraźne odbicie doktora o ciemnosiwych, zaczesanych w tył włosach i długich palcach, które teraz drapią z zakłopotaniem brodę.
— Byłem tam osobiście w zeszły piątek i jest gorzej, niż sądziłem. Wszystko śmierdzi, wszędzie pełno biedaków, kobiety rodzą na korytarzu, dzieci łapią szczury w piwnicach… Istne piekło. Jako medyk i szanowany człowiek mam obowiązek coś z tym zrobić.
Pan Leroy wzdrygnął się lekko, jakby poruszany temat był dla niego niewygodny.
— Według mnie nie ma się co zastanawiać. Zbudowaliśmy ten budynek dla chorych i biednych z ulicy, ale jeżeli nie potrafi on pomieścić takiej liczby osób, należy przestać udzielać schronienia i pozbyć się najsłabszych ogniw. Po co nam wrzeszczące niemowlę zrodzone z gwałtu? Albo starzec, który stracił zmysły i jest zagrożeniem dla reszty?
— Racja, też myślę, że zrobiliśmy, co mogliśmy, a teraz pora na zdecydowane opanowanie sytuacji.
Bella przysłuchiwała się tej rozmowie z rosnącym oburzeniem. Wiedziała, że to się dzieje — że panowie odziani w najlepsze garnitury bez cienia skruchy depczą biedaków i nędzarzy, ale nigdy nie była świadkiem, jak ta dyskusja się toczy. Nigdy nie stała tuż obok i nie miała przed sobą możliwości wynegocjowania lepszego obrotu spraw. Nie powinnam tego robić — usłyszała w głowie głos rozsądku. To dyskusja mężczyzn, nie wpuszczą mnie do niej, nic nie zdziałam. Jednakże wciąż nie potrafiła się oddalić, wciąż nerwowo splatała ze sobą palce, wciąż gorzał w niej sprzeciw.  
Jakby w półśnie obróciła się do siedzących na kanapie mężczyzn i przywołała do siebie ich uwagę:
— Za pozwoleniem panów, wtrącę się do tej rozmowy. Myślę, że musiałam źle usłyszeć. Chcecie wyrzucić tych nieszczęsnych ludzi z ich jedynego domu? 


*

Jak widzicie, Bella zamierza wkroczyć do akcji. Co z tego wyniknie? ;)
Wiem, że rozdział nie należy do najciekawszych, ale zależy mi na tym, by odpowiednio przedstawić środowisko naszej bohaterki oraz ją samą. W następnym rozdziale już przeniesiemy się poza przyjęcie ;)
Dzięki za tyle nowych odzewów :D
Niebawem zaczynają się studia, więc mogę zniknąć na jakiś czas, ale nie martwcie się, wrócę :) Życzcie mi szczęścia :P 

19 komentarzy:

  1. Hmm, czyli te zaręczyny to jedynie pewna transakcja? W takim razie Markot, raczej nie będzie szczęśliwa. W tamtych czasach takie postępowanie nie było niczym niezwykłym. Pewnie są jakieś przyczyny, dlaczego ojciec podają taką decyzję. Czyżby kłopoty finansowe? Tylko, czy na pewno trzeba z tego powodu unieszczęśliwiać własne dziecko? Dla Belli zaręczynowy wieczór zakończył się przykrą niespodzianką. Rozmowa o przytułku sprawiła, iż przejrzała na oczy. Luzie bywają okrutni, niesprawiedliwi, podli. Zupełnie inni, niż ci w powieściach. Tam na ogół zwyciężą dobro. Jak lekarz może akceptować, iż ktoś chce wyrzucić na bruk tych którym z założenia powinien nieść pomoc? Dobrze wszystko opisałaś, Marzycielko... Życzę Ci powodzenia na studiach. W końcu nie znikasz dla kaprysu, a z ważnych powodów. Stwierdziłam, że nie będę się spieszyć z publikacją u siebie. Wolę dokładnie wszystko przemyśleć. Oczywiście poinformuję, kiedy coś się ukaże i cierpliwie poczekam na twój komentarz. Jesteś w pełni usprawiedliwiona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, pod otoczką miłości tak naprawdę bogaci ludzie zawierają korzystny dla nich układ ;) Na pewno gdy Margot się o tym dowie nie będzie zadowolona...
      Dzięki wielkie :) Niestety z doświadczenia wiem, że początki w nowym miejscu wiążą się z mniejszym zainteresowaniem blogosferą. Wiesz, muszę się przyzwyczaić, poznać nowych ludzi, a pisanie idzie na dalszy plan. Ale mam nadzieję, że szybko to ogarnę.
      Rozumiem, w takim razie czekam na nowość u Ciebie.
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  2. Hej kochana!
    Wcale nie uważam że wyszło Ci nudnie a wręcz przeciwnie.
    Często czytam romanse historyczne a w nich przejawiają się momenty zaręczyn, balów i własnie tak to wygląda.
    Nie wiem jak innym ale mi się podoba i czekam na więcej.
    Czuje, że następny rozdział mnie zaskoczy.
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :*
      Dzięki wielkie :) No takie spędy towarzyskie to nieodłączna część życia w tamtych czasach ;)
      No całkiem możliwe xD
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Na przyjęciach zawsze musi się pojawić taka pani Foix, która by wszystko chciała wiedzieć, heh xD
    Margot wygląda na szczęśliwą, że może wyjść za mąż za starszego Leroy, ale czy rzeczywiście będzie udane to małżeństwo? Na razie mężczyzna wydaje się dość miły, ale... trochę się zniesmaczyłam przy końcu, gdzie była mowa o likwidacji Szarej Nadziei. Dziwnie się zachował...
    Dobrze, że Bella się wtrąciła. Ciekawe co z tego wyniknie.
    I jeszcze to zachowanie ojca panny młodej. Cieszy się raczej z tego, że dobił dobry interes, wydając za mąż za Leroya.

    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz :D
      Racja, dużo jest takich wścibskich kobiet, bez nich nie byłoby zabawy xD
      Cóż, jaki naprawdę jest pan Leroy przekonacie się niebawem. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, jak to się mówi :P
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  4. Biedna Margot, chyba oszukuję samą siebie :) Powiedziałabym, że wmawia sobie miłość do Leroy'a, bo chyba tak chce to widzieć. A tak naprawdę to tylko zwykła umowa i nic więcej. Ale pomarzyć jej wolno, ostatecznie chyba nic innego jej nie pozostanie, prawda? :) Fajnie jest urodzić się w rodzinie, w której żyje się bogato, ale jednak to ma swoją cenę.
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, Margot jest zaślepiona i stąpa po cienkim lodzie :D
      No tak, dobrze to powiedziałaś ;)
      Dziękuję ślicznie za komentarz i pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Pewnie mnie niektórzy zlinczują za to co tutaj napiszę, a zamierzam odpowiedzieć na twój komentarz, ten pod poprzednim rozdziałem, ale nie chciałem już tam się cofać. Chciałem powiedzieć, że Margot nie tylko jest wychowana w złotej klatce, ale jest też głupia. Zawsze uważałem, że ludzie nieczytający to ludzie nie umiejący nabierać dystansu, niepotrafiący patrzeć na coś z różnych stron, dochodzić do pewnych refleksji, niezdolni do wyciągania wniosków. Nie oszukujmy, to książki uczą nas wszystkie, oczywiście nie tylko one, ale dzięki nim można nabrać empatii, a nawet pewnych uprzedzeń. Margot żyje pustym życiem, jest prostaczką, więc nie myśli logicznie, dlatego jest tak głupio zafascynowana mężczyzną, któremu się spodobała. Dziś też tak jest, choć minęły wieki. Które kobiety popełniają kilka razy te same błędy, rozchylają uda przed każdym kto interesuje się dłużej niż tydzień, wychodzą nieszczęśliwie za mąż, młodo rodzą dzieci i wychowują je na fochu? Te które są głupie, niewykształcone, nieoczytane, nieinteligentne. Tu nie chodzi o studia i wykształcenie, bo ona może pracować w spożywczaku czy nawet sprzątać, ale jeśli czyta, ogląda inteligentne filmy, a nie tylko głupie seriale, pogłębia swoją wiedzę, to poszerza swoje horyzonty, choćby do emerytury miała zamiatać podłogę. Taka kobieta byłaby dużo więcej warta niż taka, która została usadzona przez ojca na stanowisku dyrektora i skończyła studia za kasę. Oczywiście są na świecie do dziś faceci co uważają inaczej, bo głupie kobiety są łatwiejsze, mniej wymagające, mniej skomplikowane i nie trzeba się zbytnio starać by w nie wsadzić, by zrobić z nich domowe kury i wykorzystywać na miliony sposobów. Tacy faceci interesują się takimi typami jak Margot, a takiej Belli się boją.
    Wybacz, że tak dziś jeżdżę po kobietach, ale miałem dzisiaj kilka starć z takimi idiotkami i czasami nie wiem czy załamywać ręce, czy się śmiać im prosto w twarz. Gdyby jeszcze to nie była moja siostra i jej koleżanki, to byłoby mi łatwiej przejść obok tego obojętnie.
    Co do szpitala, pomocy bezdomnym... uznasz mnie pewnie za gnoja, ale ja nie rozumiem potrzeby pomagania w postaci ofiarowywania komuś czegoś za nic. Takie coś tylko ludzi rozleniwia i odbiera im samodzielność. Taka pomoc należy się tylko dzieciom, ewentualnie niepełnosprawnym, niedołężnym i starcom, ale nie dorosłym. I przede wszystkim za dzieci powinni ponosić odpowiedzialność rodzice, a nie ludzie dobrej woli czy wszyscy bez wyjątku być zmuszeni do płacenia podatków na utrzymanie cudzych pociech. Dziś nawet w Polsce mamy na to przykład. W sklepie monopolowym mojego znajomego sprzedaż alkoholu i papierosów rośnie po wypłaceniu pięćset plus ;) Ja się uśmiecham, ale to jest akurat przykre, bo nie dość, że całe społeczeństwo jest zmuszone płacić na cudze, obce dzieciaki, to jeszcze te pieniądze nie do dzieci trafiają, a do ich rodziców i są przeznaczane na ich nałogi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście jestem za prostszymi adopcjami, aborcjami i eutanazją, dlatego jeśli w tym szpitalu z twojego opowiadania starsi ludzie, którzy i tak niedługo umrą głodują, cierpią niedostatek, to lepiej ich humanitarnie wieszać, niż pozbawiać ich pomocy. Pomoc w takim wypadku należy się najsilniejszym, tym którzy dadzą radę przeżyć, przetrwać, potem pracować i stanąć na własnych nogach. To brutalne, ale życie jest brutalne. Jeśli kimś starym nie zajmuje się rodzina, to znaczy, że pewnie źle wychował własne dzieci, że nie pracował, skoro nic nie odłożył na starość, więc po co taki ktoś społeczeństwu? Po nic. Oczywiście zawsze można starać się utrzymać tych ludzi przy życiu, likwidując jeszcze mniej potrzebnych ludzi, np takich więźniów - po co ich utrzymywać i dawać kwaterunek? Jak zbrodnia ciężka to lepiej od razu się pozbyć chwasta.
      Wybacz jeśli moje poglądy cię zdenerwowały, ale... ja się nigdy nigdzie z nimi nie kryłem.
      A to, że Bella się wtrąciła. Moja żona też się zawsze wtrąca, gdy ja głoszę takie swoje poglądy. Nie zgadza się z nimi, ale trudno, nie ze wszystkim musi się godzić. Myślę, że Bella też ma prawo wypowiedzieć swoje zdanie, ale nie może komuś rozkazywać jak ma pomagać. Jeśli jest taka mądra, to niech sama pomaga, z własnej kieszeni, sama coś wymyśli i wcieli to w życie, a nie oczkuje tego od innych. Łatwo oceniać, mówić i radzić, ale samemu dupki ruszyć i zakasać rękawów to już nie łaska, prawda? Dużo ludzi tak ma, że coś ich oburza, z czymś się nie zgadzają, ale sami nie mają lepszego pomysłu jak dany problem rozwiązać.

      Usuń
    2. Oki, nie ma sprawy ;)
      Haha, coś nie przepadasz za Margot :P Ale racja, nie grzeszy ona inteligencją, jest zaślepiona i ma wąskie pole widzenia. Tak jak powiedziałeś, stanowi pewien typ kobiety, który można spotkać do dziś i który z własnej winy przyciąga niewłaściwych facetów ;) Nie chcę za dużo zdradzić co do jej postaci, dlatego nie dodam nic więcej ;) Osoby oczytane na pewno są bogatsze w środku i potrafią lepiej sobie poradzić w życiu. Chociaż moim zdaniem samo czytanie książek nie jest jeszcze wyznacznikiem inteligencji.
      Rozumiem Twój punkt widzenia i zgadzam się z nim. W rzeczywistości nie ma nic za darmo, a 500 plus to kpina… Tutaj jednak pomoc bezdomnym wydaje się Belli szlachetną ideą. Na pewno w przytułku znajduje się wiele prawdziwie potrzebujących ludzi, których trudne warunki zmusiły do żebrania na ulicy. Są też i tacy, którzy na tę pomoc nie zasługują.
      No, tutaj faktyczne Twoje poglądy są dość bezlitosne, ale to Twoja opinia i masz do niej prawo ;) Chociaż dobrze (jeśli mogę tak żartobliwie skomentować Twoje prywatne życie), że żona nie zostawia wszystkiego bez słowa :P
      Jeśli chodzi o Bellę to tak naprawdę nie ma ona za dużego pola manewru. Jest młodą dziewczyną żyjącą pod dachem ojca, uzależnioną od jego woli, która nie może ot tak rozdawać jego bogactw i działać na rzecz potrzebujących. Zgadzam się, że jej próba interwencji nie była najrozsądniejsza. Ostatecznie środkami, którymi mogła operować, są tylko słowa. Ale motywacja dziewczyny powinna się do końca wyjaśnić w następnym rozdziale.
      Dziękuję bardzo za komentarz :D Pozdrawiam.

      Usuń
  6. Twoja historia jest cudowna.
    Wybacz, ale do bestii czuję pewien rodzaj nienawiści. Chciałabym przeczytać opis jego smutnej śmierci. To zły człowiek*. I tutaj właśnie zastanawiam się co zrobisz dalej. Czy zmienisz go całkowicie, a może jednak pozostanie w nim cień okrucieństwa?
    Bella... niewyidealizowana, mądra, mająca dystans do siebie. To wspaniałe.
    Margot nie przypadła mi do gustu. Ale cóż, nie każdy ma charakter. Niektórym najmniejsze gesty sprawiają przyjemność. W niczym nie szukają drugiego dna i to mi się w niej podoba. Chociaż pewnie drogo zapłaci za swoją naiwność. Brigietta mnie fascynuje. Chciałabym ją lepiej poznać. Wydaje mi się, że też nie potrzebuje wiele do szczęścia, ale... Ma w sobie coś, co sprawia, że ją lubię. Gaston - zastanawia mnie co znaczyły jego słowa, bo na pewno nie miały na celu tylko i wyłącznie obrazić Belli.
    A i jeszcze co do Belli, to jest ona sobą... Ale nie powinna wtrącać się do rozmowy mężczyzn. Nie w tych czasach. Mam nadzieję, że nie zostanie za to srogo ukarana.
    Pani Foix - ciekawe czy ta postać okaże się przydatna. Ma wiele informacji.
    Twój styl pisania jest przyjemny. Ciągle chce się więcej. Masz prawdziwy talent.
    Czekam na następny rozdział z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci ślicznie :D Akurat dodałam nowy rozdział i nie zwróciłam uwagi, że dodałaś wcześniej komentarz ^^
      Rozumiem i to w porządku, że życzysz mu źle, bo naprawdę na to zasłużył. Cóż, to ciekawe pytanie. Na pewno nie chcę, aby zmienił się w słodkiego, dobrego księcia.
      I cieszę się, że tak odbierasz Bellę.
      Pozdrawiam ;3

      Usuń
  7. A Bella to przepraszam bardzo, ale wtrąca się do tej dyskusji, bo chce jakoś dopomóc? Może ofiaruje tym ludziom pracę, by w sposób godny zarobili na własny chleb? Mam cichą nadzieję, że ona nie jest na tyle głupia, by nakazać tym mężczyzną wydawać ich pieniądze na ubogich i że zaraz nie wyskoczy z taką fatamorganą jak wybudowanie kolejnego przytułku.
    Wyskoczy?
    Jeśli wyskoczy z takim pomysłem, to skojarzy mi się z walczącym rycerzem, ale bez zbroi, konia i broni. Czyli z głupkiem co porywa się na walkę z wiatrakami bez żadnej, nawet odpowiednio wysokiej karty przetargowej. Bella nie ma ani wiedzy, ani pieniędzy, ani jeszcze sama niczego dobrego na tak wysoką skalę nie zrobiła, by wymagać od innych by oni coś dobrego na dużą skalę robili. Nie można nikogo zmusić do pomagania, można prosić, przedstawiać argumenty. Ciekawi mnie jakie ona przedstawi, jeśli dojdzie do takiej dyskusji.
    Podobało mi się przyjęcie, ale było trochę za bardzo koktajlowe. Chodzi mi o to, że brakuje mi plotek i ploteczek, jakiś intryg, napiętych relacji jakie byłyby widoczne między jakimiś gośćmi lub pomiędzy jakimś małżeństwem, ale skryte płaszczem przyzwoitości i odpowiednich pozorów.
    Ja wiem, że jeszcze mi nie odpowiedziałaś na mój poprzedni komentarz, ale już teraz nieco wyprzedzę czas i powiem, że czytając to opowiadanie przed oczami nie mam obrazów jak z filmu, a mam bajkę, taką kolorową animację. Nie jest to niczym złym, ale coś ciągle nie pozwala mi o tym myśleć jak o dojrzałym utworze przeznaczonym tylko i wyłącznie dla dorosłych. Jest to raczej bajka, pisana dla oderwania się od smutnych realiów i ocieplająca realia tego XVIII wieku. XVIII czy XVII? Ja nie powiem, że czegoś takiego nie lubię, bo bym skłamała, ja lubię czasami coś takiego poczytać, oglądam też bajki, lubię niektóre książki moich dzieci i łapię się na tym, że czytam sobie je na dobranoc, gdy one już śpią. Jednak w opowieściach dla dorosłych lubię też pewnego rodzaju smutek, dramaty, poruszanie pewnymi wydarzeniami i zachowaniami bohaterów do refleksji. Pewnie dlatego nigdy nie byłam fanką "Zmierzchu", "Harrego Pottera" i "50 twarzy Greya", bo brakowało mi w tym pewnej życiowości. Już częściej w bajkach, typu "Rudek i Rex" ją dostrzegam, niż w dzisiejszych produkcjach, ekranizacjach czy właśnie powieściach.
    No to wylałam swoje żale :) Mam nadzieję, że nie zanudziłaś się podczas ich czytania, i że nie masz mi za złe :)
    Pozdrawiam i gdybyś chciała zajrzeć do mnie, to byłoby mi bardzo miło. Kiedyś zostawiłam ci spam, ale taki trochę na odpierdziel, z samymi linkami. Teraz się postarałam i dopisałam też opisy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko to co powiedziałaś, to prawda :)
      Aaa rozumiem, przyjęcie można by jeszcze bardziej rozwinąć, chociaż tutaj chciałam tylko nakreślić relację Belli i jej sióstr z towarzystwem.
      Każda szczera opinia jest mile widziana :)
      Ogólnie początek tej historii wydaje mi się obyczajowy. Ani nie przesadnie bajkowy, ani oczywiście nie przeznaczony tylko dla dorosłych. Dziwi mnie, że już któryś czytelnik mówi o tej historii jako zwykłej bajeczce. Do tej pory nie wydawało mi się, że to wszystko jest takie naiwne.
      Już zaczęłam czytać od Ciebie jedno opowiadanie, niebawem wrócę, żeby je skończyć ;)

      Usuń
  8. Ach, w końcu znalazłam więcej czasu, by powrócić do Twojego opowiadanka :D I bardzo jestem zadowolona. To takie miłe, odejść od tematyki filozofii i wejść w starodawny klimat, taki ciepły i nie wymagający myślenia XD

    Ach... Bella jest taką słodką istotką. Za to jej siostra? No niby szczęściara, a jednak nie wiem. Zobaczymy co z tego przyszłego małżeństwa wyniknie, o ile w ogóle dalej pojawi się wątek o nich :D Pożyjemy, poczytamy, zobaczymy ;3

    Ciekawa jestem dalszego ciągu rozmowy, do której się biedna Bella wtrąciła. W sumie sama oburzyłabym się słysząc, że ktoś chce biednych ludzi wyrzucić z ich jednego, jedynego domu jaki mają. Chore :/

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubię Belle ;) Myślałam, że pojawi się Bestia, trochę szkoda,.ale nie narzekam. Hugo wydaję mi się być bardzo malostkowy. To trochę dziwne bo zawsze Bella była tą najpiękniejszą, a w twojej opowieści jest tłem dla sióstr. Muszę się do tego przyzwyczaić ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawie opisałaś zaręczyny. Trochę szkolda, że to tylko taka transakcja, ale mam nadzieję, iż Margot mimo wszystko zazna szczęścia. Bella tutaj jest , jak to Bella dobrze ułożoną, młodą damą, trochę bujającą w obłokach. Trochę zdenerwowała mnie kłótnia Belli z Gastonem, ale cóż był wstawiony.

    OdpowiedzUsuń