niedziela, 7 stycznia 2018

Rozdział XVII [Kawałki połączone w całość]


Bella osunęła się na ziemię z ulatującą przytomnością, ale przed ciemnością uratowały ją szkaradne ręce Bestii. Było w tym coś gorzkiego. Dziewczyna potrafiła mieć tak zapalczywe spojrzenie i siłę ducha, ale teraz wydawała się jedynie kruchym płatkiem róży, figurką ze śniegu, bezwładną lalką zwisającą w potężnych ramionach swojego oprawcy i stróża.
Bestia wiedział, że była odważna, odważniejsza niż by to było dla niej rozsądne. Pozwolił jej tu zejść i usłyszeć potępieńcze echa lochów, ciekaw, czy zniesie czające się tu demony. Czy będzie potrafiła zmierzyć się z najciemniejszą stroną pana zamku.
Patrzył posępnie w twarz swojej omdlałej towarzyszki. Zastanawiał się, jakie emocje się na niej odmalują, gdy dziewczyna już otworzy oczy. Czy nazwie go potworem, mordercą, okrutnikiem? Czy znów powie, że wstrętna skóra, w której tkwił, jest dla niego słuszną pokutą? Bestia nie potrzebował jej wybaczenia czy litości. Chciał jedynie, by ktoś wiedział, kim jest, by ktoś poznał jego historię, nim umrze w tym znienawidzonym zamku i zostanie pogrzebany w zapadających się ruinach.
Po niemalże pięćdziesięciu latach od rzucenia klątwy musiał przyznać, że to nie odrażająca twarz jest dla niego największą karą, a właśnie to powolne umieranie w miejscu, które kiedyś było sercem jego wzrastającego w siłę królestwa. To pałętanie się po korytarzach, jakby już było się duszą potępioną w piekle — a przecież to był dopiero przedsionek tego, co go czeka. Wiedźma w jednym oddechu zdołała odebrać mu wszystko, co dla niego cenne. Bestia nienawidził jej za to, ale jeszcze bardziej nienawidził swojego życia.
I w dodatku ta dziewczyna nieprzytomna w jego ramionach. Jej również chciał nienawidzić za to, że była piękna i pełna życia, że odważyła się spojrzeć mu w twarz i rzucić wyzwanie, za to, że powiedziała — ona, właśnie ona — iż słusznie został zamieniony w potwora, że słusznie cierpiał przez te wszystkie lata.
Dlatego przez pewien czas chciał, by cierpiała tak jak on. Nie zamierzał jej zabijać ani wtrącać do lochu jak jej żałosnego ojca — to byłoby zbyt proste i nudne. Chciał pozostawić ją samą sobie, by powoli gniła w zamkowym więzieniu i stawała się jednym z jego cieni. Ona, która płonęła tak jasno, podczas gdy dla niego istniała tylko ciemność. Jednakże Bella jakimś cudem zdołała przekonać go do dalszej gry, do ryzykownej zabawy, która naraz przekształciła się w coś przyjemniejszego, w zaufanie i śmiech. Bestia po raz pierwszy od bardzo dawna poczuł, że ktoś przy nim jest i teraz nienawiść nie przychodziła mu z taką łatwością.
Ruszył przez ponurą ciemność sobie tylko znanym ścieżkami, niczym prawdziwe stworzenie nocy. Zaniósł dziewczynę bezpiecznie do jej ogrzewanej kominkiem komnaty i ostrożnie położył jej lekkie ciało wśród poduszek.
— Jesteś już tak blisko — wyszeptał, szorstkim kciukiem odgarniając brązowe pasemko z jej czoła. — Niemalże wszystko już wiesz. Czy jeszcze będziesz chciała na mnie patrzeć?
Dziewczyna nie odpowiedziała. Jej skóra była blada i zimna, pierś zaś falowała niespokojnie pod drogocennym materiałem uszytym z czarów. Nigdy nie była bardziej bezbronna. Mógłby teraz rozedrzeć jej suknię i posiąść, brocząc pościel krwią. Mógłby zacisnąć palce na jej szyi, a ona nie zdążyłaby nawet krzyknąć.   
Bestia był jedynie zwierzęciem, cieniem furii i bezsilnego żalu.
Do czasu, aż poznał ją.


*

Bella rozchyliła niepewnie powieki i omalże nie krzyknęła, widząc nad sobą szarą, mroczną twarz Bestii. Jedna obawa goniła drugą, ale kiedy po kilku uderzeniach serca pan zamku nie wykonał żadnego ruchu, dziewczyna mogła się nieco rozluźnić.
— Co robisz w moim pokoju? — wyszeptała lekko zachrypniętym głosem, usiłując przypomnieć sobie ostatnie chwile swojej przytomności. Miała wrażenie, że spadła w czarną pustkę, że koszmary zjawiły się przed nią i zaczęły krzyczeć.
— Chciałem się upewnić, czy dobrze się czujesz.  
— Zabrałeś mnie stamtąd — stwierdziła po chwili milczenia, coraz wyraźniej widząc sceny rozgrywane w lochach. Nie potrafiła spojrzeć swojemu rozmówcy w oczy; nie potrafiła albo nie chciała.
Bestia westchnął i lekko się odsunął, obracając twarz ku ciemniejącemu od nocnego nieba oknu.
— Nie zaciągnąłem cię tam siłą. Sama powiedziałaś, że chcesz wiedzieć wszystko.
Przymknęła z żalem powieki.
— To prawda.
Ponownie na nią spojrzał. Już nie odczuwał smutku. Jego oczy były twarde jak stal, którą niegdyś dzierżył w młodzieńczych dłoniach. Wiedział, jakich zbrodni się dopuścił i nie zamierzał zaprzeczać. Wciąż miał w sobie butną siłę, aby stanąć przed górą swoich grzechów. 
— Musisz myśleć, że to doskonała ironia losu, iż stałem się tym, czym jestem.
Bella wyprostowała się.
— Jest w tobie zło, Bestio. I nic nie usprawiedliwia twoich czynów — oznajmiła, bardziej z żalem niż z pretensją. Potem jednak niespodziewanie dla samej siebie nachyliła się w jego stronę. — Dlaczego to robiłeś? Podniecał cię widok ich nędzy, a może to była tylko kolejna zabawa przeżartego próżnością chłopca?
— Ten chłopiec stracił matkę i widział jej słabość, widział, że nie przetrwa, jeśli nie będzie zadawalać ojca. — On również się nachylił, zmuszając dziewczynę do ponownego padnięcia na poduszki. Już otwierała usta, by się sprzeciwić i powiedzieć, że w pewnym momencie on również miał wybór, ale Bestia kontynuował z cieniem uśmiechu na ustach. — Oczywiście po pewnym czasie polubiłem życie, jakie mi pokazał.
Trzymał łapska po dwóch stronach jej głowy. Byli teraz tak blisko, że Bella czuła na twarzy każde tchnienie towarzyszące wypowiadanym słowom.
— Władza i krew, panika i sława. Nie ma siły bez strachu, tak zawsze powtarzała mi matka.
W oczach dziewczyny płonęło wzburzenie.
— Przykro mi z jej powodu — wyszeptała jednak, a jej głos złagodniał. — Nie była słaba… Po prostu urodziła się kobietą, a twój ojciec nie dopuszczał ich do głosu.
— To prawda.
Bestia odchylił się, zwracając jej wolność.
— Kiedyś była mi bardzo bliska… — kontynuował wyznanie. — Zakradała się do mojej komnaty i opowiadała bajki… Wiedziałem, że cierpi przez ojca, ale byłem zbyt mały, by wiedzieć, jak bardzo. To było małżeństwo dla sojuszu, matka nie mogła się mu sprzeciwić, choć on ciągle ją poniżał i wykorzystywał w sypialni. Kiedy miałem trzynaście lat, znalezioną ją martwą we własnym łożu. Połowa zamku szeptała, że wzięła truciznę, by zakończyć swoje męki.
Dziewczyna przypomniała sobie łagodną twarz królowej Ines, jej jasny warkocz i drobną, podobną do łodyżki posturę. Nietrudno było sobie wyobrazić, że wybrała wieczny spokój niż dalsze katusze ze strony męża.
 Bella przypomniała sobie jednak coś jeszcze; słowa, które Bestia wypowiedział przy płonącym kominku: „Zastanawiam się, czy i ona mogłaby pokochać potwora, czy spojrzałaby na mnie, wiedząc, kim się stałem”. Dopiero teraz dziewczyna zrozumiała, że chodziło mu nie tylko o swój wygląd, ale też o okrucieństwo, które w nim wyrosło wraz z kolejnymi latami.
Dziewczyna podniosła się do pozycji siedzącej, nie będąc pewna, czy chce pocieszająco dotknąć ręki Bestii czy raczej rzucić się do ucieczki, nie mając siły już nic więcej od niego słyszeć.
— Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi — wyszeptała w końcu, przypominając sobie inne słowa królowej. Stwór spojrzał na nią spod uniesionych brwi. Mówił, że nie potrzebuje jej wyrozumiałości, ale teraz wydawać się mogło, że odczuł lekką ulgę na myśl, że dziewczyna nie ciska w niego nienawistnym wzrokiem.
Bella wiedziała, że zdobyta w lochach świadomość obciąża ich relację. Król Lucien był straszliwym, godnym potępienia człowiekiem, ale teraz jego życie wypełniała gorycz i beznadzieja. Na własnych oczach widziała, jak z potwora stawał się znów człowiekiem, jak podarował jej drogocenne książki i ocalił ją przed krzywdą. Dał jej szansę, pozwalał przedzierać się przez otaczający go mur.
Po tym wszystkim nie mogłaby go teraz znienawidzić.   
— Cóż, pewnie zechcesz wypocząć i przygotować się do dalszego zgłębiania mojej historii — odezwał się Bestia po chwili milczenia, po czym wstał i ruszył do drzwi. Dziewczyna pozwoliła mu wyjść, ale wiedziała, że to jeszcze nie koniec.  

*

Tym razem nie było ciemnego korytarza ani tajemniczej, skrytej w cieniu przewodniczki. Teraz Bella stała wśród grubych, omszałych konarów drzew, a słońce ginęło za zasłoną ciemnozielonych liści w górze. Wszystko spowijała głucha cisza i nieokiełzana dzikość natury. Bella była zaniepokojona, a jednocześnie zachwycona.
Jednakże nagle ciszę przeszył ciężki tętent kopyt i dźwięk rogów bitewnych. Skąpana w półmroku puszcza rozjarzyła się blaskiem stali i łuną trzymanych przez rycerzy pochodni. Liście zapłonęły, a wiatr zawył w swoim języku.
— Zaczekaj! Zatrzymaj się! — krzyknęła do jadącego na czele kolumny młodzieńca w hełmie z wilkiem. Jednakże jej głos zginął wśród zgiełku nadchodzącej bitwy. Bella wiedziała, że król mieczem i krwią zdobywa dla siebie nowe ziemie, ale te były inne niż poprzednie, drzemała w nich jakaś niezrozumiała moc.
Ogień. 
Wszystko płonęło. Pomarańczowe języki wiły się niczym ogromne węże. Na puszczę naciągnęła się płachta duszącego dymu.
— Proszę, panie, przestań krzywdzić moich poddanych — szeptał jakiś kobiecy głos z dali, zdający się przemawiać wraz z liśćmi. Nikt nie posłuchał tej prośby. Drzewa wciąż stały w ogniu.
I głośniej:
— Nigdy nie będę twoja, potworze!
Bella miała wrażenie, że wpadła w jakąś próżnię czasu, po której ścianach toczyły się echa dawno wypowiedzianych słow.
— A zatem spłoniesz, wiedźmo — odparł głos jej już znany, złowieszczy i pełen jadu.
— Królu, przeklinam cię! Niech każdą część twojego ciała pochłonie ogień, niech każda twa myśl będzie cierpieniem, niech ciemność cię ogarnie, a wszelka nadzieja zgaśnie! Odebrałeś mi wszystko, a zatem będziesz gnił przez wieczność, a twój cenny zamek wraz z tobą! — Słowa kobiety były przesiąknięte gniewem, odrazą i rozżaleniem.
Na moment puszcza zdawała się wstrzymać oddech.
— A jeśli kiedykolwiek kogoś pokochasz...
Nagle całym światem wstrząsnął grzmot.
Bella rozchyliła powieki, budząc się we własnej komnacie, wśród miękkich poduszek i zalegających na ścianach cieni. Przez chwilę miał wrażenie, że z lustra przygląda jej się kobieta. A jednak to była tylko jej twarz. Jej blada, wstrząśnięta twarz. Za kamiennymi murami szalała burza. W szybę okienną uderzały śnieżne okruchy, a czarne niebo co jakiś czas przecinały złociste pręgi błyskawic. To było dziwne uczucie — ze świata pełnego ognia trafić do zamku zalewanego chłodem i ciemnością.
Dziewczyna odgarnęła wilgotne kosmyki z czoła, czując się równie niespokojna jak niebo za oknem. Teraz już wszystko układało się w logiczną całość. Ten zapomniany, ukryty w górach przed ludzkimi oczami zamek, jedyny żyjący mieszkaniec w ciele bestii, klątwa…
Wraz z kolejnym uderzeniem błyskawicy Bella wyskoczyła z łóżka i prędko narzuciła na siebie pelerynę. Nie dbała o to, że jest w stroju nocnym, że za oknem wyje burza, że do świtu pozostało jeszcze sporo godzin.
Musiała zobaczyć się z Bestią.
Nigdy jeszcze nie była w jego komnacie, ale podejrzewała, gdzie jest. Na początku pan zamku ostrzegł ją, by omijała wieżę w zachodnim skrzydle. Tam właśnie zamierzała się udać. 
Szła, nie oglądając się za siebie i trzymając wyciągnięte dłonie w pogotowiu, czując się niczym duch na cmentarzu. Ciemność korytarzy co kilka chwil rozjaśniała się od błyskawic. Teraz łatwo było sobie wyobrazić, że cały świat zginął w szponach nienasyconej burzy, że wśród pustkowia pozostał tylko ten przeklęty zamek, że w taką noc jak ta odżywają w nim dawne czary. W lochach jęczały duchy torturowanych nieszczęśników, gargulce na dachu wydawały się poruszać szpetnymi łbami, gdzieś za murami czaiła się wataha krwiożerczych wilków.
Bella zatrzymała się na końcu schodów, blada i drżąca z przejęcia. Znajdowała się teraz na szczycie wieży, przed wielkimi drzwiami prowadzącymi do najwyższej komnaty, do pieczary potwora. Pociągnęła za ciężkie uchwyty; ustąpiły jedynie z cichym jękiem.
Komnata Bestii nie przypominała obleśnej jamy usianej rozszarpanymi resztkami zaciągniętych tu ofiar. Chaos — to było dobre słowo. Mityczne królestwo chaosu. Chociaż wszystko spowijał mrok, w złocistym blasku błyskawic Bella mogła ujrzeć wielkie łoże z baldachimem, które w gniewnym szale zostało przedzielone na pół. Dalej stały poprzewracane meble, a z ram okiennych zwisały strzępy zasłon. Na podłodze leżały kawałki stłuczonego lustra. Wszystko było zniszczone lub rozrzucone, zarośnięte grubymi nićmi pajęczyn albo rozbite na wiele kawałków. 
Jedynym elementem, który nie pasował do zrujnowanego wystroju, była stojąca w szklanym wazonie róża — czarna jak atrament, ta sama, którą Bella wyrwała spomiędzy belek zwęglonego stosu i podarowała panu zamku w zamian za swoje życie. Jej płatki były rozchylone, jak gdyby dopiero taka niespokojna noc nasycała kwiat życiem. Bella zapragnęła ponownie dotknąć róży, przekonać się, czym jest, dopasować kolejny kawałek do układanki. 
W tej samej chwili jednak jeden z cieni w kącie poruszył się, a potem urósł do rozmiarów olbrzyma.
— Co tutaj robisz? Zabroniłem ci tu wchodzić— rozległ się głos Bestii. Bella zrobiła krok do przodu.
— Wiem już wszystko. Wiem, kto spłonął na tamtym stosie. Wiem, że to była klątwa…
Pan zamku nieco się zbliżył, choć wciąż pozostawał w cieniu.
— A czy wiesz, kto ją rzucił?
— Kobieta, której odebrałeś wszystko. — Bella zmarszczyła brwi. — Biorąc pod uwagę fakt, co uczyniła, nazwałabym ją czarodziejką.   
— To była wiedźma, podstępna wiedźma, która w odwecie przeklęła cały ten zamek. Służba rozpierzchła się w popłochu, a moi wierni rycerze zmienili się w popiół. Zostałem sam, przybierając kształt potwora. Nie ma dla mnie żadnej nadziei.
Nie ma?
Dziewczyna nie zdążyła jednak nadać swoim myślom jakiś konkretniejszy kierunek, ponieważ naraz Bestia stanął tuż przed nią. Jego błękitne oczy lśniły niepokojąco.
— A wiesz, co jest najdziwniejsze, Bello? Ona wyglądała niemalże jak ty. 


*

Stara Trit przywitała go upiornym uśmiechem pożółkłych zębów.
— Masz coś dla mnie?
Gaston ponownie siedział przy stoliku w jej izdebce, ale tym razem miał w sobie więcej opanowania, a w dłoniach umówione dwie sakiewki ze złotem.  
Na razie jednak wręczył wiedźmie tylko jedną.
— Drugą dostaniesz, jeśli twoja odpowiedź będzie wyczerpująca.
Starucha uniosła wymownie brew, ale uśmiech nie zniknął z jej ust.
— Możemy się tak zabawić. Chcesz zatem wiedzieć, dokąd udał się twój ojciec.
— Zgadza się.
— Kiedy go spotkałam, był na skraju rozpaczy. Topił swe smutki na dnie kufla, a ja wyczułam, że potrzebuje mojej pomocy. Opowiedział mi o całej swojej sytuacji, o utracie statków i powolnym popadaniu w długi. Musiałam się nad nim ulitować i wyznać, że jest pewne miejsce, w którym może zdobyć fortunę. Miałam na myśli zapomniany zamek, stojący pośród białych gór, w którym jeszcze kryją się dawne bogactwa, tylko czekające na to, by ktoś je wziął…
 Na myśl o zamku z błyszczącym pod warstwą kurzu złotem Gaston poczuł rozgrzewający mu krew płomień żądzy. Prędko jednak przypomniał sobie, z kim rozmawia. Nie zamierzał pozwolić, by dym wypływający z ust Trit zamydlił mu oczy.
Uniósł brwi w pozornej obojętności.
— Ilu innym jeszcze o tym mówiłaś?
Po twarzy staruchy przemknęło rozbawienie.
— Jesteś bystrzejszy niż twój ojciec.
— O tak, lepiej o tym nie zapominaj. Więc wysłałaś mojego ojca do zapomnianej twierdzy, pozwalając mu wierzyć, że tam skończą się jego troski. Co się mogło stać? Przyznasz sama, że nie powrócił jako ktoś zwycięski…
— Nie… Zanim cię spotkałam, on przyszedł do mnie i prosił o pomoc, przeklinał i błagał o łaskę. To było poruszające, ale w tym wypadku moja władza się kończyła. Nie mogłam naprawić tego, co sam na siebie ściągnął.
— Powiedz wreszcie prosto, o co chodzi! Dlaczego błagał o łaskę?
— Bo widzisz… nie zastał zamku pustego. — Coś w oczach Trit zabłysło. Ściszyła głos: — To zaskakujące, że po tylu latach… on wciąż tam był. Wcześniej nie wierzyłam, że to możliwe.
— Kto?
— Bestia.
To jedno słowo na chwilę zamąciło płomyczek woskowej świecy stojącej na stoliku.
Gaston westchnął niecierpliwie.
— Skąd mogę wiedzieć, że to nie jest tylko wymyślona na poczekaniu bajeczka, która ma mnie odwieść od prawdy?
— Ponieważ dawno temu znałam pana zamku… osobiście. Pamiętam, że pozwalał mi spać w swoim wielkim łożu i pić z jego pucharu. Był dla mnie bardzo hojny.
Gaston poczuł falę odrazy. 
— Pieprzyłaś się z potworem?!
— Wówczas jeszcze nie był potworem, tylko młodym, przystojnym królem. — Starucha uśmiechnęła się lubieżnie. — A ja pełną życia dziwką, która nie mogła przepuścić okazji, by wślizgnąć się do królewskiego łoża. Mówił, że jestem jego ulubioną…
— Skoro tak się lubiliście dzielić łoże, dlaczego nie dzieliliście też klątwy?  
— Powiedziałam, że lubiłam jego ciało i pożądałam bogactwa, nie, że go kochałam. Zresztą, kto mógł się spodziewać…? Kiedy wrócił z podboju Królestwa w Puszczy, myśli miał zaprzątnięte tylko tą wiedźmą skrępowaną w wozie. Usypał dla niej wielki stos, pragnąc widzieć, jak płonie. Ale wtedy… coś się stało. — Trit zamyśliła się, a cień, który przemknął po jej wysuszonej twarzy, zdradził dawny lęk. — Nie było mnie przy tym, jednakże nie zostałam, by dowiedzieć się prawdy. Uciekłam wraz z innymi. Mówiono, że wiedźma w swym ostatnim oddechu przeklęła cały zamek. Mówiono, że rycerze obrócili się w pył, a sam książę zaginął, oszalał, może uciekł w ciemność.
— Najwyraźniej nie. 
— W rzeczy samej… Ale jest jeszcze coś, o czym niemalże nikt nie wie, co wyrzucono z pamięci w przejęciu upadkiem Królestwa Wilczych Gór. — Starucha rzuciła Gastonowi czujne spojrzenie, on jednak nie dał zbić się z tropu. — Wiedźma miała małe dziecko z jej poległym w bitwie mężem. Lucien zupełnie o nim zapomniał, zajęty walką, a potem samą wiedźmą. Powiadano różne rzeczy. Że rycerze zatopili sztylety w drobniutkiej piersi dziewczynki, że mała zginęła w płomieniach razem z matką… Inni zaś twierdzili, że wiedźmie udało się bezpiecznie odesłać dziewczynkę. Ponoć potrafiła ujrzeć przyszłość. Może w noc ataku zbudziła się tchnięta przeczuciem, chwyciła dzieciaka i kazała go zabrać…
Gaston nie rozumiał, po co Trit mu o tym mówi, chociaż ogarnęły go złe przeczucia.
— Niby dokąd?
— Tutaj. — Kolejny upiorny, śliski uśmiech. — Powierzyła swoją córeczkę parze wiernych poddanych z warstwy szlacheckiej, która po wielu dniach tułaczki po lesie trafiła do Portu Nadziei i tutaj się osiedliła. Nie było im łatwo, ale zdołali zbudować przybranej córce prawdziwy dom, a samemu znaleźć się w kręgu znaczących ludzi. Państwo Blanc, mówi ci to coś, panie?
— Moja matka… — Gaston pokazał po sobie niedowierzanie.
— Dokładnie, takie nazwisko nosiła, nim nie wyszła za twojego ojca.
— Wiedziała, kim jest?
— Nie sądzę. Nie mogła mieć więcej niż dwa lata, kiedy opiekunowie zabrali ją z płonącego królestwa wśród puszczy, a później raczej nie chwalili się swoim pochodzeniem. Ta wiedza nic by jej nie dała. Straciła swój dom i matkę, swoje całe dziedzictwo i nic nie mogło tego przywrócić. Tak przynajmniej mogła wieść normalne życie u boku bogatego kupca.
To było szalone, ale miało sens. Królestwo Wilczych Gór — Gaston jak przez mgłę pamiętał, że matka mówiła o nim podczas bajek na dobranoc. I zawsze miała pociąg do niezwykłości… Widocznie coś w jej umyśle, nawet nieświadomie, pamiętało o rodzinnej ziemi. Ale to by oznaczało, że…
— Sugerujesz, że ja i moje siostry pochodzimy od wiedźmy?
— Bez obaw, nie wyrosną wam skrzydła i nie zaczniecie czarować. W waszych żyłach płynie teraz tylko cząsteczka magii. A sądząc po życiu, jakie prowadzisz, rozcieńczył ją już alkohol.
Serce Gastona biło głucho.
To nieważne, to tylko stare karty… Myślał teraz jedynie o Belli. Ona musiała tam być, wśród murów przeklętej twierdzy, z winy ojca. Czy to możliwe, że ten potwór ją zabił? Zemścił za krzywdy babki? Rozerwał jej białe ciało? A może je zniewolił, może uczynił z jego siostrzyczki zwykłą ulicznicę? Gaston czuł, że gotuje się w nim gniew. Jeśli Bestia położył na niej łapy, wydłubie mu oczy, a potem każe mu umierać w płomieniach.
— Czy ta klątwa przeszkadza w zabiciu go? — wycedził.
Trit poruszyła się z zaskoczeniem.
— Chcesz targnąć się na życie wielkiego stwora?
— To nie twój interes. Mogę go zabić jak każdego innego człowieka czy nie?
— Tego nie wiem…
— A mówili, że jesteś wszystkowiedząca. — Gaston uśmiechnął się kpiąco i sięgnął do drugiej sakiewki, spoczywającej na jego kolanach. Bicie serca narastało. Młodzieniec wiedział jednak, co musi zrobić.
Szybko chwycił za rękojeść noża, uniósł dłoń i zadał cios. W pierwszej chwili na pomarszczonej szyi staruchy została tylko cienka, czerwona linia. Dopiero potem rana zaczęła się otwierać, a krew tryskać niczym szkarłatny deszcz.
Trit westchnęła ciężko, zaskoczona. Być może była dziwką króla i znała każdy sekret, ale tego ruchu nie przewidziała. Z drżeniem spadła z krzesła i osunęła się na ziemię. Dłonie przykładała do gardła. Gaston obserwował swoje dzieło, nie mniej poruszony. W nim jednak kiełkowała duma. Okazał odwagę, pozbył się niewygodnego świadka. Stał się prawdziwym człowiekiem pana Lefou.
— Wiesz… — wyszeptała Trit ostatkiem sił, dalej próbując zatamować krwawienie. — Jesteś do niego podobny…
Potem jej oczy zaszły mgłą.
Gaston poczuł przechodzący przez jego ciało dreszcz.
Zostawił martwą staruchę na ziemi i opuścił izbę. 

*

Witam gorąco wszystkich, którzy jeszcze mają siłę tutaj zajrzeć. Wiem, że nie było mnie tutaj ładnych parę miesięcy.... Z tego miejsca chciałam podziękować Alutce za motywację i wiarę we mnie :* Nowy Rok, czas nowych decyzji. Postanowiłam wrócić do historii, w którą włożyłam tyle miłości. 
Zdaję sobie sprawę, że po takiej przerwie intrygi zawarte w tekście mogą być dla was niejasne. Pytajcie w komentarzach, a ja postaram się wam wszystko przypomnieć i wyjaśnić. Historia minęła już półmetek i powolnymi krokami zbliżamy się do końca. 
Niebawem odwiedzę też wasze blogi. 
Buziaki :*


5 komentarzy:

  1. Długo kazałaś na siebie czekać.
    Na początek przepiękny szablon.
    Oddaje mrok tej historii.
    I wspaniale pokazałaś Gastona na końcu.
    Nie spodziewałam się, że mógłby być aż tak okrutny a jednak.
    No i jeszcze Bella.
    Kompletne zaskoczenie porozumienia z Bestią... czyżbym zaczęła trochę rozumieć tę historie?
    Mam nadzieję.
    Swoją drogą najlepszego w nowym roku i wszystkiego dobrego.
    Czekam na ciąg dalszy aby jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sereno, witaj, kochana! Jak mi miło, że odpowiedziałaś na ten rozdział, że jeszcze o mnie pamiętasz <3 A co z Twoimi historiami? Też zrobiłaś sobie przerwę? ;)
      Dziękuję ślicznie za każde miłe słowo! Szatę graficzną zmieniłam, by wnieść tutaj trochę świeżości i cieszę się, że Ci się podoba.
      Gaston dopiero pokazuje swoje prawdziwe oblicze...
      Pozdrawiam serdecznie ^^

      Usuń
  2. Jak się cieszę, Marzycielko! Gratuluję udanego powrotu! Jest po prostu wybitnie. Bella przypłaciła prawdę utratą przytomności, jednak doznała też olśnienia. Wszechwładny pan zamczyska nie stał się taki bez powodu... Pozostaje Ci jedynie połączyć ich losy dobrym węzłem. Błagam nie zostawaj tak nagle Czytelników! Przynajmniej dokończ Klątwę Róży. Szablon pasuje do klimatu grozy..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, jesteś dla mnie wielką motywacją <3
      Wiem, że to okropne porzucić historię bez dokończenia... Zwłaszcza, że włożyłam w nią sporo energii. Postaram się tego nie robić, chociaż wiem, że zrobiłam się okropnie nieregularna z dodawaniem notek i odpowiadaniem :(
      Pozdrawiam ciepło! <3

      Usuń
  3. No proszę, cóż, ciężko mi ukryć zaskoczenie... Naprawdę nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, ale jestem jak najbardziej zachwycona nim. Ciekawi mnie jak dalej potoczy się rozmowa Bestii i Belli, czy Bestia wie, że Bella jest tak naprawdę wnuczką kobiety, którą on spalił na stosie... Skoro Bestia ma swego rodzaju magiczne umiejętności to moze jakoś udało mu się odkryć ten fakt...
    Gaston oczywiście nie zawodzi. Chociaż jego okrucieństwo jest przykre i wywołuje żal. Jakby na to nie patrzeć, zamordował staruszkę... Nie zbyt ciekawie zapowiadają się jego dalsze losy...
    Cóż, idę czytać dalej ;))
    Pozdrawiam,
    Charlotte

    wschod-slonca-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń